Jest pomysł, by rodzice uczyli jeździć samochodem. Ekspert zwraca uwagę na komplikacje

Jest pomysł, by rodzice uczyli jeździć samochodem. Ekspert zwraca uwagę na komplikacje

"eLka" może stać się rzadszym widokiem na polskich drogach.
"eLka" może stać się rzadszym widokiem na polskich drogach.
Źródło zdjęć: © (FOT. PIOTR KAMIONKA/REPORTER)
Michał Zieliński
04.07.2018 11:06, aktualizacja: 14.10.2022 14:47

Bez prawa jazdy na drogach? Ministerstwo Infrastruktury złożyło już projekt, który będzie pozwalał kandydatom na kierowców doszkalać umiejętności pod okiem rodzica lub opiekuna prawnego. Rewolucja w przepisach może wiązać się z nieoczekiwanymi skutkami.

Od ponad półtora miesiąca słyszymy o nowym pomyśle resortu infrastruktury. Po skończonym kursie praktycznym, kandydaci na kierowców mieliby móc wyjechać na drogi, by tam doszkalać swoje umiejętności. Nie robiliby tego sami – na miejscu pasażera miałby siedzieć ich rodzic lub opiekun prawny z przynajmniej pięcioletnim stażem za kółkiem. Projekt ustawy trafił już do Kancelarii Premiera Rady Ministrów, informuje RMF FM.

Więcej o samym pomyśle pisaliśmy na początku czerwca 2018 roku. – Wprowadzenie możliwości szkolenia osoby ubiegającej się o prawo jazdy kategorii B (...) było postulowane przez zespół doradczy ds. (...) przeprowadzania egzaminu państwowego na prawo jazdy – informował wtedy Wirtualną Polskę rzecznik prasowy Ministerstwa Infrastruktury Szymon Huptyś.

Nad młodym nie-kierowcą będą czuwały ostrzejsze ograniczenia. W terenie zabudowanym nie będzie mógł przekroczyć 50 km/h, zaś poza nim 80 km/h. Nie wjedzie też na drogi ekspresowe czy autostrady, z kolei samochód będzie musiał być specjalnie oznakowany. To jedyne wymaganie dotyczące pojazdu. Dla przypomnienia, auta używane przez szkoły jazdy mają dodatkowy pedał hamulca dla instruktora, który może zainterweniować. Rodzicowi czy opiekunowi pozostanie tylko krzyknąć.

A co gdy nie zdąży? Wtedy mogą pojawić się komplikacje. Pomysł ministerstwa będzie wymagał więc modyfikacji zasad, na których ubezpieczane są samochody. Zapytałem Marcina Tarczyńskiego z Polskiej Izby Ubezpieczeniowej, jak mogłaby wyglądać sytuacja, w której kandydat na kierowcę spowodował szkodę na drodze. – Obowiązkowe ubezpieczenie OC jest w Polsce przypisane do auta, a nie do kierującego. W związku z tym odpowiedzialność ponosi ubezpieczyciel OC, niezależnie od tego, kto prowadził samochód – powiedział w rozmowie z Wirtualną Polską.

Tutaj sprawa się nie kończy. – Tyle że zgodnie z dzisiejszym prawem, ubezpieczyciel OC ma prawo do regresu, czyli zwrócenia się do sprawcy wypadku o zwrot wypłaconego poszkodowanemu odszkodowania, jeśli sprawca prowadził auto, nie mając ważnego prawa jazdy – zauważa Tarczyński. – Jeśli zatem pomysł miałby wejść w życie, konieczna byłaby zmiana przepisów – kontynuuje.

Jednocześnie zwraca uwagę na kwestię opłat za OC. – Jakkolwiek ta sprawa nie zostałaby rozwiązana, prowadzenie auta przez kandydata na kierowcę jest czynnikiem ryzyka i miałoby istotny wpływ na składkę za ubezpieczenie – ostrzega Tarczyński. – Mogłoby się też przyczynić do obniżenia bezpieczeństwa ruchu drogowego – kończy ekspert.

Na ten moment przed propozycją Ministerstwa Infrastruktury jeszcze długa droga legislacyjna. Nie ma pewności, że zmiana przepisów wejdzie w życie ani w jakiej formie. Ubezpieczenie to tylko jeden z potencjalnych problemów, jakie będą czekać przed ustawodawcami. Szkoły jazdy z pewnością ucierpią na tym, ponieważ można przypuszczać, że mniej klientów będzie zapisywało się na dodatkowo płatne jazdy doszkalające.

Z drugiej strony, takie zasady obowiązują już w innych krajach. Podobne przepisy obowiązują chociażby w Nowej Zelandii czy Irlandii. Za kierownicę pod okiem opiekuna mogą wsiadać też nastolatkowie w Kanadzie.

Źródło artykułu:WP Autokult
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (5)