Wojsko nie kupiło nowych aut, teraz chce przejąć nissana Bartka. Ma do tego prawo

Wojsko nie kupiło nowych aut, teraz chce przejąć nissana Bartka. Ma do tego prawo

Nissan Patrol Y61
Nissan Patrol Y61
Źródło zdjęć: © Fot. Materiały prasowe/Nissan
Michał Zieliński
04.06.2018 14:45, aktualizacja: 01.10.2022 17:32

Zdjęcie różowego Nissana Patrola z hipisowskimi oznaczeniami robi furorę w polskim internecie. Właściciel auta – fotograf i podróżnik Bartek Sabela – w ten sposób skomentował wiadomość, że jego terenówka może zostać przejęta przez polskie wojsko.

Choć sytuacja brzmi absurdalnie, jest zupełnie prawdziwa. Nie mam tutaj na myśli kolorowania samochodu w programie graficznym, ale list, który każdy właściciel samochodu czy motocykla może znaleźć swojej skrzynce. Nadana przez prezydent m. st. Warszawy notatka informuje, że konkretne auto – w tym wypadku jest to terenowy Nissan Patrol należący do Bartka Sabeli – spełnia wymagania wojska. Oznacza to, że jego samochód może zostać nagle "powołany" do służby.

Polskie prawo na to pozwala. Reguluje to ustawa z 1967 roku. Jest więc tak stara, że prawdopodobnie nie napisano jej na komputerze, ale to nie oznacza, że przestała obowiązywać. Wojsko ciągle może zgłosić się do organu samorządowego (więc wójt, burmistrz, lub prezydent miasta) z zapotrzebowaniem na np. samochód. Z listu napisanego do Bartka można wyczytać, że w armii brakuje 3 samochodów ciężarowych, furgona-chłodni, 2 mikrobusów i 3 wozów terenowych. Jego Patrol oczywiście zalicza się do trzeciej kategorii.

Można zapytać po co wojsku samochód, skoro w Polsce nie ma żadnej wojny. Cóż, prawo przewiduje "wypożyczenie" auta również w trakcie pokoju. W trzech sytuacjach. Pierwszą z nich jest stan wyższej konieczności, jak klęska żywiołowa. Drugim jest sprawdzenie gotowości mobilizacyjnej – w tym wypadku auto może trafić do wojska najwyżej 3 razy w roku i na nie dłużej niż 48 godzin. Ograniczenia czasowe dotyczące również ostatniej z sytuacji, czyli wykorzystania go do ćwiczeń wojskowych. Wtedy samochód może być zabrany na maksymalnie 7 dni i tylko raz w roku.

Właściciel auta nie musi się niczym przejmować. Samochód nie musi przechodzić żadnych dodatkowych badań czy modyfikacji. Mimo to Bartek zaprezentował swoją wizję przerobienia terenówki. Ostry, różowy kolor ma zagwarantować "lans na poligonie", a hipisowskie symbole i napis "Make love, f*ck war" pozwoli polskim żołnierzom nieść ważne przesłanie. System, który w drodze losowej wybrał nissana Bartka musiał wiedzieć, że to odpowiednia osoba na odpowiednim miejscu.

Pod koniec maja 2018 roku armia chciała kupić pojazdy za ponad 240 milionów złotych, ale najniższa oferta była dwukrotnie droższa. Wcześniej wojsko zrezygnowało już z jednego z przetargów, ponieważ oferty były dziesięciokrotnie droższe. Może faktycznie powołanie samochodów cywilnych będzie rozsądniejszym wyjściem? Szczególnie, że za jeden dzień użytkowania auta płacą właścicielowi od 200 do 500 zł.

Od decyzji o przejęciu konkretnego auta można się odwołać, właściciel ma na to 14 dni. Pytanie, czy jest to coś, od czego warto się odwoływać? Z auta można dowolnie korzystać, nawet można je sprzedać. Sam, gdybym dostał takie wezwanie, z chęcią przekazałbym swój samochód wojsku. W końcu nie codziennie ma się okazję zobaczyć Mazdę MX-5 na poligonie, prawda? Prawda jest jednak taka, że armia preferuje wozy terenowe lub dostawczaki. Nie ma co się martwić o stan pojazdu. Jeśli dojdzie do uszkodzenia samochodu, właścicielowi zostanie wypłacone odszkodowanie.

Źródło artykułu:WP Autokult
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (12)