Dożywocie za ukrywanie usterek

Dożywocie za ukrywanie usterek

Chevrolet Cobalt - jeden z modeli, w którym montowano wadliwą stacyjkę
Chevrolet Cobalt - jeden z modeli, w którym montowano wadliwą stacyjkę
Wojciech Kaczałek
04.08.2014 13:25, aktualizacja: 08.10.2022 09:10

Wiedzieliście, że auto ma wady, nic z tym nie zrobiliście i przez was zginęli ludzie? Powinniście spędzić resztę życia w więzieniu - uważa amerykańska senator Claire McCaskill.

Claire McCaskill przedstawiła projekt ustawy, który ma zmienić przepisy związane z bezpieczeństwem drogowym. Jeden z punktów mówi o tym, że osoby zajmujące kierownicze stanowiska w firmie ukrywającej błędy konstrukcyjne powinny być surowo karane.

Jeśli prawo wejdzie w życie, to za zwlekanie z akcją serwisową będzie grozić:

  • dożywocie – gdy z powodu usterek dojdzie do czyjejś śmierci;
  • do 15 lat więzienia – jeśli wady przyczynią się do wypadku, w którym poszkodowani odniosą ciężkie obrażenia.

W ustawie znalazł się też zapis o zniesieniu górnej granicy grzywny dla producentów, którzy zwlekają z akcją serwisową. Teraz maksymalna kara za takie działanie wynosi 35 mln dol. Grzywna za jeden samochód miałaby zostać podniesiona z 5000 do 25 000 dol.

Claire McCaskill
Claire McCaskill

McCaskill stała na czele komisji senackiej, która badała przypadek General Motors. Koncern przez lata tuszował problemy ze stacyjkami. Kluczyk obciążony brelokiem mógł się sam przekręcić, tym samym wyłączając silnik, ale co za tym idzie wspomaganie układu kierowniczego, hamulców i poduszek powietrznych. Motor mógł się też wyłączyć od uderzenia kolanem w kolumnę kierowniczą.

Szacuje się, że przyczyniło się to do 54. wypadków i śmierci 13. osób. W tej chwili trwa akcja naprawcza 29 mln samochodów, dotycząca w dużej mierze właśnie stacyjek. Tylko w drugim kwartale tego roku straty General Motors z tego tytułu wyniosły 1,2 mld dol.

Na problem wskazywali np. dziennikarze testujący modele General Motors, a także sami użytkownicy. Koncern zarzekał się, że nie ma zagrożenia dla bezpieczeństwa, a winne są złe nawyki kierowców, którzy doczepiają do kluczyków niepotrzebne przedmioty.

Już w 2002 r. inżynierowie firmy wiedzieli, że stacyjka zaprojektowana przez Delphi w latach 90. nie spełnia wymogów technicznych. Trzy lata później stworzono poprawiony podzespół. Część, która wyeliminowałaby problem wadliwej stacyjki, kosztowała 57 centów. Koncern uznał, że to zbyt dużo.

W końcu jednak inżynier Ray DeGiorgio zlecił przeprojektowanie stacyjki. Nie polecił jednak producentowi zmiany numeru katalogowego. Z tego powodu wewnętrzne i zewnętrzne śledztwa polegające na sprawdzaniu, dlaczego auta same się wyłączają, a poduszki powietrzne nie otwierają się w razie wypadku, stały przez długi czas w miejscu. W nowszych samochodach z teoretycznie tą samą stacyjką nic się nie działo.

Podczas dochodzenia okazało się, że General Motors zakazał pracownikom m.in. używania słów "defekt" i "niebezpieczny" przy opisywaniu wad konstrukcyjnych. Zamiast tego mieli oni posługiwać się np. zwrotem "nie działa zgodnie z założeniami projektowymi".

Źródło artykułu:WP Autokult
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (15)