Luksus. Co to właściwie znaczy?

Luksus. Co to właściwie znaczy?

Błażej Żuławski
26 czerwca 2017

Grand C4 Picasso jest pierwszym modelem z gamy Citroëna, który zwiastuje nadejście nowych rozwiązań spod znaku "Citroën Advanced Comfort", mających wpływać na komfort podróżowania. Sprawdźmy, ile naprawdę są one warte.

Szybkim przyciśnięciem guzika w pilocie Michael Moran otwiera jeden z dwóch garaży usytuowanych tuż pod jego warszawskim mieszkaniem. "Przepraszam, nie miałem czasu go umyć" - tłumaczy się, jednocześnie, z zawadiackim błyskiem w oku, obserwując nas, tj. mnie i redaktora naczelnego Autokultu, Mariusza Zmysłowskiego. Naszym oczom ukazuje się srebrny Rolls-Royce Silver Shadow z 1974 roku. Pierwszy Rolls-Royce z samonośnym nadwoziem, wyprodukowany w trochę ponad 30 tysiącach egzemplarzy.

To właśnie ten ostatni fakt sprawia, że Shadow to samochód dziś niedoceniany i niezbyt dużo warty. Jednak wciąż jest szalenie majestatyczny, o czym świadczą nasze, opadające w dół szczęki. To zasługa m.in. pionowej, przypominającej grecki Partenon atrapy chłodnicy, której żebra są kolumnami podtrzymującymi nakrywający je kawałek chromowanego aluminium w kształcie tympanonu. To istna "świątynia" zbudowana ku czci wieńczącej ją "Srebrnej Wenus", pochylonej do przodu kobiecej postaci, walczącej z wiatrem, z rozwianym odzieniem przypominającym skrzydła. Wyrzeźbił ją Charles Robinson Sykes. Zwie się ona "Spirit of Ecstasy" i nadaje topornemu przodowi modelu Shadow niespodziewanej lekkości, a także niezwykłej prezencji, nie pozostawiającej wątpliwości co do tego, że mamy do czynienia z samochodem naprawdę wyjątkowym. Nadaje jej zresztą wszystkim Rolls-Royce'om - nawet tym, które przynajmniej "na papierze" są najmniej warte.

Moran i jego Rolls Royce Silver Shadow z 1974 r. oraz nasz testowy Citroen Grand C4 Picasso, rocznik bieżący
Moran i jego Rolls Royce Silver Shadow z 1974 r. oraz nasz testowy Citroen Grand C4 Picasso, rocznik bieżący

Najpierw krótkie wyjaśnienie

Ale co my tu właściwie robimy? Poprosiliśmy Michaela by pomógł nam ocenić, jak dobre są rozwiązania, które Citroën nazywa "Citroën Advanced Comfort" i przy okazji zobaczył, czy podobałby mu się tak niezwykły samochód rodzinny jakim jest Grand C4 Picasso. W końcu Rolls-Royce, którego Michael 32 lata temu kupił od sułtana Omanu (stąd rejestracja HRH - His Royal Higness), ma w sercu swojej konstrukcji zawieszenie hydropneumatyczne (a także hydrauliczne hamulce) patentu Citroëna.

Obydwa samochody łączy też specyficzna filozofia dbania o kierowcę i pasażerów, której nie uprawia np. żaden niemiecki producent aut. Te dwie firmy mają więcej wspólnego niż mogłoby się początkowo wydawać. Ponadto Michael wśród swoich pojazdów nie posiada nic nowszego niż Jaguar XKR z 2010 roku (jest też wśród nich MG TC z roku 1947). Jako swoista "tabula rasa" wydaje się więc idealnym sędzią jeśli chodzi o samochód nie dość, że nowy, to jeszcze do tego wyjątkowo futurystyczny pod względem designu i zastosowanych w nim rozwiązań.

Czy nasz Citroën boi się tego porównania? Niczego po nim nie widać
Czy nasz Citroën boi się tego porównania? Niczego po nim nie widać

Kim jest nasz bohater? Michael to tzw. "prawdziwa postać". Jest zamieszkałym w Warszawie, australijskim pisarzem i muzykiem. Latami studiował grę na fortepianie i klawesynie w konserwatorium w Londynie. Jako członek królewskiego stowarzyszenia geograficznego (RGS), napisał trzy książki, z których jedna "Beyond the Coral Sea" opowiadająca historię jego długoletniego pobytu na wyspie Norfolk na południowym Pacyfiku, gdzie założył i prowadził stację radiową, była nominowana do nagrody im. Thomasa Cooka.

Inna jego książka "Kraj z księżyca" opowiada o Polsce w czasach transformacji - Polsce zwiedzanej zza kierownicy zarówno Rolls-Royce'a jak i Dużego Fiata. Ciekawe, że to właśnie w naszym kraju autor zakochał się tak bardzo, że postanowił się w nim osiedlić. Próba opowiedzenia jego kolorowego życia w jednym akapicie tekstu jest porównywalna do próby wciśnięcia słonia do butelki po mleku. Dość powiedzieć, że oprócz bycia wszechstronnym intelektualistą najwyższego kalibru, nasz bohater jest też członkiem Goodwood Road Racing Club, prezesem Casual Car Club of Warsaw i sekretarzem polskiej sekcji Rolls-Royce Enthusiast Club. Słowem - kocha wszelakie samochody stare i nowe, lecz przede wszystkim te z charakterem.

Rękawiczki do prowadzenia to podstawa...
Rękawiczki do prowadzenia to podstawa...

Plan i wstępna ocena

Mając już pojęcie na temat tła całego przedsięwzięcia poświęćmy chwilę temu jaki właściwie mamy plan działań. W związku ze swoją działalnością muzyczną, Michael musi dzisiaj udać się na spotkanie do Muzeum Fryderyka Chopina w Warszawie. To daje nam możliwość wyciągnięcia go z jego wspaniałego Rolls-Royce'a i zawiezienia go do Pałacu Gnińskich naszym równie imponującym Citroënem - przy okazji będziemy mogli wspólnie go ocenić. Może nawet wpuścimy Michaela za kierownicę? Zdaje się być człowiekiem godnym zaufania.

Na samym początku, bo to naturalna kolej rzeczy, skupiamy się na wyglądzie Grand C4 Picasso. Michael zauważa, że rzadko kiedy udaje się zyskać jakiś rodzaj atrakcyjności czy elegancji w jednobryłowym nadwoziu. Uosobieniem tej ostatniej teoretycznie jest klasyczny sedan, jednak jakimś sposobem Citroënowi się ta sztuka udała. To głównie zasługa wysmakowanych detali, takich jak porozdzielany od siebie w trójelementowy klaster przednich świateł, których diody LED wynikają jakby bezpośrednio z emblematu marki, który także posiada swoją nazwę, czyli "chevron".

Aluminiowe detale - odwrotnie niż w Rollsie, nie chromowane, a matowe - takie jak obramowanie halogenów, a także relingi, które stanowią zarówno słupek A jak i element słupka C, sprawiają, że optycznie bryła Picasso wydaje się lżejsza i niższa niż w rzeczywistości. Dzieje się tak dzięki grze, jaką prowadzą z tymi partiami nadwozia, które wykończono kolorem czarnym, oraz dużymi przeszkleniami. Pozornie podnoszące samochód ku górze relingi, w rzeczywistości go obniżają. W połączeniu z przednim wlotem powietrza jakby spłaszczają sylwetkę C4 i nadają jej dynamizmu. Tylne światła ze sprytnym, uzyskanym za pomocą półprzezroczystych luster, efektem nieskończoności i 17-calowe aluminiowe felgi dopełniają tego prawie niemożliwego dzieła jakim jest atrakcyjny minivan o wprost idealnych proporcjach.

Dyskusja o zaletach Citroëna trwa
Dyskusja o zaletach Citroëna trwa

Co masz w środku?

Pora ruszyć w drogę. "Zaczekajcie" - krzyczy Michael i znika jeszcze we wnętrzu swojego mieszkania. Po chwili wyłania się znowu i zamiast panamy, która do tej pory nakrywała jego głowę, na jej czubku umieszcza oryginalny, baskijski beret. "Źle w nim wyglądam, ale stwierdziłem, że lepiej będzie pasował" - oznajmia nam nasz bohater. Drogę dzielimy na dwa etapy. Gdzieś tak do wysokości Nowego Miasta szoferem będzie Mariusz. To da Michaelowi możliwość swobodnego zapoznania się z poszczególnymi cechami samochodu bez konieczności angażowania się w prowadzenie. Potem panowie zamienią się za kierownicą i nastąpi właściwa ocena tego jak Citroën jeździ.

Nasz zewnętrzny recenzent od razu zauważa gigantyczną przednią szybę. Trudno ją zresztą przegapić. Oferuje pole widzenia nieporównywalne z jakimkolwiek innym, oferowanym na rynku samochodem. Praktycznie 180 stopni na boki (dzięki bardzo wąskim, podwójnym przednim słupkom) i 90 stopni do góry. "W niektórych współczesnych kabrioletach widać dużo mniej nieba" - zauważa Michael. Mówi też, że przyzwyczajony do samochodów starszych czuje się na pokładzie Citroëna osobliwie. "Jest jak statek kosmiczny, jak futurystyczny wehikuł czasu. Ta ogromna szyba, te wielkie, 7-calowe ekrany LCD, na których naprzemiennie, jak komu pasuje, wyświetlać można, a to komputer pokładowy, a to nawigacje, a to wskazania systemów odpowiadających za autonomiczna jazdę" - to wszystko robi na naszym rozmówcy wrażenie.

Podoba się mu także wysuwany elektrycznie podnóżek fotela pasażera, oraz funkcje masażu. Choć od razu pojawiają się odniesienia do współczesnych Rollsów oraz Maybacha, to trzeba przyznać, że takiego podnóżka, dzięki któremu pasażer może się praktycznie położyć, Silver Shadow na swoim wyposażeniu nie ma.

Sądząc po uśmiechu samochód się podoba
Sądząc po uśmiechu samochód się podoba

Wrażenie z jazdy

Zanim oddamy mu kierownicę pokazujemy jeszcze kilka trików jakie Grand C4 Picasso ma w zanadrzu. To pierwszy model Citroëna, który w tak dużym stopniu potrafi "autonomicznie" jechać. Mariusz zdejmuje nogi z pedałów i dzięki radarom i aktywnemu tempomatowi samochód sam utrzymuje prędkość, zwalnia, gdy ktoś zajedzie nam drogę (aż do pełnego zatrzymania), przyspiesza, gdy ta z powrotem staje się wolna, oraz trzyma się pasa ruchu. Choć nie można w nim zupełnie puścić kierownicy Picasso ostrzega kierowcę przy przekroczeniu linii pasa ruchu i sam koryguje tor jazdy. Rozpoznaje też znaki i kontroluje martwe pole redukując ryzyko kolizji. Szybko pokazujemy jeszcze funkcje automatycznego parkowania, zarówno równoległego jak i prostopadłego, możliwego przodem i tyłem i wspomaganego przez kamery z widokiem 360 stopni wokół samochodu. Wspólnie dochodzimy do wniosku, że gdyby testowany egzemplarz miał jeszcze do tego automatyczną skrzynię biegów, zamiast sześciostopniowej manualnej, stary Rolls-Royce Michaela mógłby zacząć się poważnie martwić o swoją przyszłość.

Wreszcie pan Moran zajmuje miejsce kierowcy. Pod maską naszego Citroëna znajduje się silnik 1.6 BlueHDI o mocy 120 koni. Stwierdzamy, że to wystarczająca moc, szczególnie dla tego typu pojazdu, w którym bardziej liczy się zasięg pokonywany na jednym baku niż osiągi (Grand C4 Picasso palił nam w mieście około 5 l/100 km). Diesel jest oczywiście mało eleganckim rodzajem jednostki napędowej, jednak cechy filozofii Citroën Advanced Comfort zakładają m.in. dużo lepsze wygłuszenia i charakterystyczny "klekot" w ogóle nie dawał nam się we znaki. I chociaż daleko mu do samochodu sportowego, Citroën Grand C4 Picasso na pewno bardziej ochoczo skręca od starego Shadowa, ma też mniejszy promień zawracania (o 1,5 metra). Wada? Może ludzie tak go nie pokazują palcami, gdy jedzie ulicami. A może to zaleta?

We wnętrzu Grand C4 Picasso zniknie każdy kto ma poniżej dwóch metrów wzrostu
We wnętrzu Grand C4 Picasso zniknie każdy kto ma poniżej dwóch metrów wzrostu

U celu

Powoli jednak zbliżamy się do celu. Po krótkim przystanku przy parku Krasińskich w Warszawie dojeżdżamy do ulicy Okólnik. Czas na podsumowanie naszego eksperymentu. W tym celu oddajemy głos Michaelowi, który zanim zacznie przemawiać przyjmuje zatroskaną minę i z powrotem wciska na głowę, swój baskijski beret. Oto co miał nam do powiedzenia:

"Oczywiście podjęliśmy się dzisiaj niemożliwego" - zaczyna. "Nie da się porównać samochodów, które dzieli 40 lat. To prawdziwe lata świetlne i już na pierwszy rzut oka widać, że dwóch bardziej odmiennych samochodów znaleźć nie mogliście. Przypominający grecką ruinę, choć w o wiele lepszym stanie, Rolls" - śmieje się Michael - "i iPhone na kołach, jakim jest Grand C4 Picasso. Pasują do siebie jak pięść do nosa. Jednak ciekawe w tym eksperymencie jest właściwie to, jak na przestrzeni lat zmieniło się podejście do myślenia o komforcie. Oczywiście w 1974 roku nie było tych wszystkich imponujących gadżetów, które ma Citroën, jednak muszę przyznać, że jeśli chodzi o samo bezwysiłkowe podróżowanie nadal skłaniam się ku miękkości mojego starego Rollsa. Jego zawieszenie przypomina po prostu ten stary, dobry "magiczny dywan", z którego słynęły wszystkie Citroëny, a który można było jeszcze do niedawna kupić w większych modelach francuskiej marki, takich jak C5 i C6" - rozmarza się nasz bohater. " Grand C4 Picasso jest dla mnie odrobinę zbyt twardy i głośny, szczególnie, gdy ta piękna 17-calowa felga wpada w studzienkę kanalizacyjną. Z drugiej strony wiem, że to wina rynku, który na francuskich producentach wymógł produkcje samochodów jakby bardziej niemieckich. Twardość gąbek siedzeń kiedyś była utożsamiana z niewygodą, dziś widzimy w niej jedynie lepszą jakość wykonania. A z klientami nie można się kłócić" - podsumowuje.

Au revoir mes amis. To już koniec. Grand C4 Picasso odjeżdża z powrotem do redakcji
Au revoir mes amis. To już koniec. Grand C4 Picasso odjeżdża z powrotem do redakcji

"Jednak to, za co francuzom należy się pochwała to, że w tych trudnych warunkach rynkowych, w których mnie na przykład, równie często nie podoba się kierunek w jakim zmierza dzisiaj firma Rolls-Royce, schlebiając gustom nuworyszy z Azji i krajów arabskich, inżynierowie i projektanci Citroëna potrafili zachować odrębność i inność" - kontynuuje Michael - "Pakiet komfortowy, rozumiany jako zestaw rozwiązań dzięki, którym człowiek się czuje w samochodzie po prostu dobrze udał im się więc z nawiązką. Poczynając od wielorakich schowków, w których można upchnąć pół swojego dobytku, przez stoliczki dla pasażerów tylnego rzędu siedzeń, to jakie kolory dostępne są w interface'ach systemów pokładowych, jakie zastosowano wzory materiałów wykończeniowych, jak rozwiązano oświetlenie kabiny, kończąc na systemach bezpieczeństwa i tych ułatwiających użytkowanie - otwieranej i zamykanej za pomocą czujnika pod zderzakiem klapie bagażnika - to wszystko sprawia, że nie tylko można Citroëna Grand C4 Picasso nazwać samochodem komfortowym i do tego prawdziwie francuskim. Ogromna przednia szyba tylko to co powiedziałem potwierdza" - kończy.

I choć my też tęsknimy za hydropneumatycznymi zwieszeniami Citroëna, ciężko się z naszym bohaterem nie zgodzić. Poza tym wiemy też, że od następnej generacji innej inkarnacji C4 - wersji Cactus na przestrzeni całej gamy modelowej dostępne będą nowe rodzaje aktywnego zawieszenia. Także jest światełko w tunelu. Ciekawe czy przekona ono do siebie surowego krytyka, jakim okazał się Michael Moran... Nie omieszkamy tego sprawdzić.

Artykuł powstał we współpracy z marką Citroën.

  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
[1/59]
Niedawno ukazała się w druku najnowsza książka naszego bohatera "The Pocket Paderewski — the beguiling life of the Australian Concert Pianist Edward Cahill" - opowiadająca historię jego niezwykłego wuja, pianisty porównywanego z samym Ignacym Paderewskim. Książka dostępna jest w dystrybucji internetowej, póki co wyłącznie w języku angielskim. Warto ją jednak kupić choćby dla epizodu, w którym wuj Edward odbiera ubranego w samą piżamę, wydalonego z królestwa Maroka, Michaela na lotnisku w Nicei… nic więcej nie zdradzimy. Miłej lektury!
Niedawno ukazała się w druku najnowsza książka naszego bohatera "The Pocket Paderewski — the beguiling life of the Australian Concert Pianist Edward Cahill" - opowiadająca historię jego niezwykłego wuja, pianisty porównywanego z samym Ignacym Paderewskim. Książka dostępna jest w dystrybucji internetowej, póki co wyłącznie w języku angielskim. Warto ją jednak kupić choćby dla epizodu, w którym wuj Edward odbiera ubranego w samą piżamę, wydalonego z królestwa Maroka, Michaela na lotnisku w Nicei… nic więcej nie zdradzimy. Miłej lektury!
Źródło artykułu:WP Autokult
Komentarze (6)