Nowy Prius zużywa mniej niż 1,5 litra na 100 kilometrów - sprawdziliśmy

Nowy Prius zużywa mniej niż 1,5 litra na 100 kilometrów - sprawdziliśmy

Nowy Prius zużywa mniej niż 1,5 litra na 100 kilometrów - sprawdziliśmy
Źródło zdjęć: © Fot. Jakub Tujaka
Jakub Tujaka
25.05.2017 09:11, aktualizacja: 01.10.2022 20:06

W czasach kiedy inni chwalili się seryjnym systemem ABS, a druga poduszka powietrzna wymagała sporej dopłaty, Toyota wprowadziła do sprzedaży samochód hybrydowy. Większość kierowców pukała się w głowę, bo nie mogli uwierzyć w dwie rzeczy: po pierwsze, że dwa silniki nie mogą być oszczędniejsze niż jeden, a po drugie, że na rynku pojawiła się technologia, która zmieni oblicze motoryzacji.

W tym roku Toyota świętuje dwudziestą rocznicę wprowadzenia hybrydy do seryjnej sprzedaży. Jednak eksperymenty z tego rodzaju napędami stosowano już kilka dekad temu. Hybrydy, które znamy opracowano na początku lat 90. XX wieku. Wtedy Toyota ogłosiła, że ma coś, co sprawi, że motoryzacja nie będzie już taka sama.

Obraz
© Fot. Jakub Tujaka

Dziś w salonach sprzedaży dostępna jest czwarta generacja Priusa, a przy okazji świętowania 20. urodzin polski oddział Toyoty zorganizował eko rajd. To zawody polegające na przejechaniu trasy dokładnie opisanej w tzw. roadbooku w określonym czasie. W tym przypadku mieliśmy przed sobą ponad 115 km trasy prowadzącej przez miasto, lokalne drogi z podjazdami i zjazdami, a także fragmentami dróg szybkiego ruchu.

Obraz
© Fot. Jakub Tujaka

Na starcie sędziowie skrupulatnie zanotowali czasy dziewięciu załóg, a wszyscy z pełnymi zbiornikami paliwa i maksymalnie naładowanymi akumulatorami ruszyli w drogę. Pozornie proste zadanie okazało się być bardzo złożone. Po pierwsze, instruktorzy określili wzorcowy wynik 2,1 litra średniego zużycia paliwa, czas przejazdu 2h 15 min i średnią prędkość na poziomie 51 km/h. Każdy kierowca zaznajomiony ze statystykami podróży wie, że taka średnia przy mieszanym trybie jazdy wymaga żwawej jazdy. Jednak zużycie paliwa w okolicach dwóch litrów brzmi jak dobry sposób na zaśnięcie za kierownicą.

Obraz
© Fot. Jakub Tujaka

Niecierpliwym czytelnikom zdradzę, że według obliczeń dodatkowego systemu telemetrycznemu zainstalowanemu w aucie dojechaliśmy na metę z wynikiem średniego zużycia paliwa na poziomie 1,6 litra na 100 kilometrów i z zapasem zasięgu na prądzie wynoszącym dwa kilometry. Co ciekawe, średnia prędkość wynosiła aż 48 km/h, a przez 66% trasy jechaliśmy w trybie czysto elektrycznym. Te parametry napawały nas dumą, jednak w klasyfikacji generalnej zajęliśmy aż 6 miejsce na 9 startujących drużyn.

Jak do tego doszło?

Po odprawie od razu wiedziałem, że to właśnie pilot z dwuosobowej załogi będzie miał ciekawsze zajęcie, ponieważ będzie pilnował trasy, czasu i czynił obliczenia, żeby wszystkie parametry się zgadzały, tzn. czas jazdy był jak najkrótszy, jazda na prądzie najdłuższa, a prędkość wysoka.

Tuż po starcie okazało się, że wszelkie rady podrzucone na odprawie były bardzo przydatne. Klimatyzację zamieniliśmy na lekko uchylone szyby, a za każdym razem kiedy nabieraliśmy prędkości robiliśmy to żwawo i dynamicznie, a później muskając pedał przyspieszenia i redukując prędkość na długo przed koniecznością użycia hamulca toczyliśmy się naprzód.

Obraz
© Fot. Jakub Tujaka

Krajobraz polskich Bieszczad znaleźliśmy na Węgrzech. Trasa przebiegała przez wiele podjazdów, które rujnowały baterie i zjazdów, które te baterie zasilały dzięki możliwości ładowania ich w trybie "B".

Planowanie manewrów brało czasem w łeb, przez nieoczekiwane sytuacje na drodze. Niejednokrotnie przychodziło nam zatrzymywać się i przepuszczać ciężarówki, które nie mogły minąć się na wąskiej drodze.

Obraz
© Fot. Jakub Tujaka

Dodatkowym utrudnieniem były skrzyżowania ze światłami. Każdy taki postój wydłużał czas przejazdu, zmniejszał średnią prędkość i wymagał zużycia prądu na przyspieszanie. Aby nadrobić cenne stracone sekundy rozpędzaliśmy się na prostych i w czasie zjazdów ze wzniesień. Po przekroczeniu prędkości 80 km/h wprowadzaliśmy auto w tryb wymuszonego odzyskiwana energii. Ta opcja dostępna jest np. w najnowszej generacji Priusa. W naszej wersji Plug-in jest dodatkowo możliwość ładowania auta ze standardowego gniazdka. Jak się okazało, przy umiejętnej jeździe da się przejechać nim w trybie hybrydowym nawet około 115 kilometrów. Wymaga to korzystania z trybu „B”. Auto wtedy szybciej wytraca prędkość, dlatego przy dojeżdżaniu do skrzyżowań należy przestawić drążek przypominający gałkę do biegów, chwilę przed tym, kiedy rozpoczynalibyśmy hamowanie jadąc zwykłym autem.

Obraz
© Fot. Jakub Tujaka

Te wszystkie starania i manewry pozwoliły nam na ekstremalne oszczędności paliwa. Jednak w konkurencyjnych drużynach znaleźli się kierowcy, którzy strategicznie lepiej rozpracowali trasę, co pozwoliło im urwać z naszego wyniku jeszcze 0,2 dziesiąte litra, mając przy tym wyższą prędkość maksymalną i nieco lepszy czas. Z moich obliczeń wynika, że naładowanie auta do pełna kosztuje około 7 złotych, więc łącznie za paliwo i prąd potrzebny na przejechanie dystansu ponad 115 kilometrów wystarczy około 12 złotych.

Obraz
© Fot. Jakub Tujaka

Przed wzięciem udziału w tym rajdzie starałem się nie zwracać uwagi na doniesienia o bezawaryjności hybryd, a także o tym, że można nimi bić rekordy jazdy o kropelce. Jednak po podjęciu tego wyzwania przekonałem się, że oprócz tego, że daje to sporo frajdy, pozwala zaoszczędzić sporo pieniędzy w czasie przejazdów np. do pracy. Trening polegający na poznawaniu szczegółów takich jak ukształtowanie terenu i synchronizacja świateł, może przynieść satysfakcję.

Obraz
© Fot. Jakub Tujaka

Po zakończeniu rajdu ludzie z Toyoty pokazali coś, co zainteresowało nas o wiele bardziej niż nowy Prius. Otóż mogliśmy przejechać się jedynym sprzedanym w Polsce Priusem pierwszej generacji. Auto zostało odkupione i nieco odświeżone. Do tej pory samochód ten pokonał prawie 300 tysięcy kilometrów i co ciekawe nadal ma oryginalne akumulatory.

Obraz
© Fot. Jakub Tujaka

Aby przekonać się o tym, czy przez ostatnie 20 lat inżynierowie Toyoty nie skupiali się na wprowadzaniu kontrowersyjnych zmian w wyglądzie, a rzeczywiście pracowali na rzecz optymalizacji napędów. Zabrałem pierwszego Priusa na trasę testową i oszczędna jazda pozwoliła zejść ze zużyciem paliwa na 3,7 litra na 100 kilometrów. To niezły wynik, jednak to o ponad 2 razy więcej niż najnowsza wersja auta. Co ciekawe, samochód z 1997 roku ma dotykowy wyświetlacz i proste, ale bardzo przestronne wnętrze. Silnik 1,5 po 20 latach eksploatacji działa perfekcyjnie, podobnie jak wszystkie inne podzespoły. Brawo Toyota. Być może za kolejne 20 lat już nikt oprócz kierowców z kilku krajów trzeciego świata nie będzie wiedział co tzn. Corolla, ale każdy doskonale będzie miał Priusa.

Obraz
© Fot. Jakub Tujaka

Te teorie nie są zupełnie oderwane od rzeczywistości, ponieważ chłodna analiza sytuacji pozwala na wyciągnięcie wniosków, które być może są niepokojące dla miłośników samochodów spalinowych, ale jak ostatnio widzimy moda na downsizing przeminęła, a hybrydy trwają nadal. Okazuje się, że już 20 lat temu powstały samochody odporne na kryzysy branży (kryzys paliwowy wykończył amerykańskie krążowniki, a dieselgate prowadzi do upadku silników diesla), dlatego niezależnie od tego, jaki mamy stosunek do alternatywnych napędów, będziemy na nie skazani. Więc to tylko od nas kierowców zależy, kiedy oswoimy się z nowym stylem jazdy, który sprzyja nie tylko niższemu zużyciu paliwa, ale też pozytywnie wpływa na bezpieczeństwo jazdy.

Obraz
© Fot. Jakub Tujaka

Na koniec dodam, że przez kolejne dni po powrocie przeglądałem ogłoszenia sprzedaży Priusów. To dal mnie całkowicie zaskakujące, jak jazda tymi samochodami zmienia sposób postrzegania indywidualnego transportu.

Obraz
© Fot. Jakub Tujaka
Źródło artykułu:WP Autokult
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (14)