Przygotowane na uczczenie setnej rocznicy urodzin Ferruccio Lamborghini Centenario pokazano w Genewie.
Lamborghini Centenario to kolejny z niskoseryjnych modeli wydanych na specjalną okazję przez włoską firmę należącą do koncernu Volkswagena. Specjalną okazją jest setna rocznica urodzenia założyciela firmy. Czy Ferruccio Lamborghini byłby dumny z Centenario? Pewnie byłby, gdyby okazało się szybsze od LaFerrari, a niestety nie wiemy i nigdy nie dowiemy się jak jest.
Lamborghini Centenario to maszyna bezkompromisowa, niczym Sesto Elemento. Wykonana w całości z włókna węglowego karoseria, stylistyką oczywiście nawiązuje do Aventadora. Nie przez przypadek, bo bazą był właśnie ten model. Wytwarzanie nowej konstrukcji w obliczu kryzysu w koncernie nie wchodziło w grę i m. in. dlatego Lambo zawsze będzie za Ferrari. A jednak styliści postarali się, by jak najbardziej ukryć sylwetkę Aventadora.
Gładkie i agresywne linie zostały zmiecione z powierzchni karoserii i zastąpiono je niezwykle agresywnymi cięciami i wlotami powietrza. Samochód wygląda jak jeden z modeli Hot Wheels ze swoimi przesadzonymi skrzelami i ogromnym wlotem powietrza w przednim zderzaku, który ukierunkowuje je do tyłu na dyfuzor, bodaj największy w historii modeli produkcyjnych. Właściwie dyfuzor – tu można w pełni świadomie użyć tego określenia – nie stanowi części tylnego pasa, ale jest niemal w całości tylnym pasem. Co więcej, uzupełnia go spojler, który unosi się przy wyższej prędkości i podczas hamowania.
Aktywna i pasywna aerodynamika Centenario ma sporo pracy, bo do napędzania ważącego 1520 kg bolidu służy jednostka napędowa o mocy 770 KM. To motor V12 6,5 litra, który ma rozpędzać tę bestię do setki w 2,8 s. Przyspieszenie do 300 km/h ma trwać 23,5 sekundy! Według deklaracji producenta, droga hamowania ze 100 km/h to 30 metrów, a z 300 km/h tylko 290 m. Zadbają o to stosowne opony Pirelli, przygotowane przez włoską markę specjalnie dla Lamborghini. Ogumienie ma na boku żółty, wyraźny pasek, który świetnie komponuje nie tylko z żółtymi dodatkami nadwozia, ale także z logo firmy, które ma żółto-czarne barwy. Myślę, że skojarzenia z Formułą 1 też nie są przypadkowe, bo choć nie ma tam marki Lamborghini, to jest Pirelli.
Lamborghini planuje wyprodukowanie 40 egzemplarzy, z których każdy ma kosztować około 2 milionów euro. Ciekawi jesteśmy, czy już podczas premiery wszystkie zostały sprzedane, czy rozejdą się dopiero jutro. A może sprzedano je jeszcze przed rozpoczęciem salonu samochodowego w Genewie. Jest to możliwe, bo zaraz po odebraniu wozu jego właściciel może wystawić go na sprzedaż za znacznie większą kwotę niż zapłacił spadkobiercom Ferruccio Lamborghini.
Ten artykuł ma 52 komentarze
Pokaż wszystkie komentarze