Rowerzyści z Krakowa sterroryzują miasto i zniweczą działania masy krytycznej
Dziś, w piątek 30 października grupa rowerzystów z Krakowa postąpi nie tylko wbrew miastu i na złość kierowcom. Dzisiejszy przejazd tzw. masy krytycznej będzie także niezgodny z oficjalnym stanowiskiem stowarzyszenia Kraków Miastem Rowerów, które zajmowało się wcześniej organizacją właściwych mas krytycznych.
Społeczność rowerzystów walczy w Polsce od lat o to, by poprawić infrastrukturę rowerową i zwiększyć świadomość kierowców odnośnie wspólnego funkcjonowania roweru i samochodu na ulicy. Zaczynało się to od malowania "na dziko" ścieżek na chodnikach (np. wzdłuż ulicy Świętokrzyskiej w Warszawie) i przejazdów niedużych grup miłośników jednośladów. Rowerowy ruch urósł do ogromnych rozmiarów, dzięki czemu krzyki garstki ludzi przekształciły się w głos zauważalnej społeczności.
Od początków tych działań minęły lata. Polskie miasta się zmieniają i dostosowują do alternatywnych środków transportu. Wiem, bo sam w ciepłe dni często dojeżdżam do pracy rowerem. Świadomi zachodzących zmian są także organizatorzy krakowskiej masy krytycznej, którzy zdecydowali, że czas zakończyć jej organizację w dotychczasowej formie w marcu 2015 roku.
25 maja 2014 roku każdy mieszkaniec Krakowa mógł pójść do urn i zagłosować w referendum, w którym jedno z pytań brzmiało "Czy zdaniem Pani/Pana w Krakowie powinno się budować więcej ścieżek rowerowych?". 35,96% uprawnionych z tej możliwości skorzystało, a na tak postawione pytanie aż 85,2% głosujących odpowiedziało twierdząco. Oznacza to, że 175033 mieszkańców Krakowa (tylu głosowało na "tak") zostało przekonanych przez Masę Krytyczną i wyraziło to przekonanie w sposób najsilniejszy z możliwych, bo wrzucając kartkę do referendalnej urny. To więcej niż głosów w wyborach otrzymał kiedykolwiek prezydent miasta. A wynik referendum jest wiążący prawnie, bo frekwencja wyraźnie przekroczyła wymagane prawem minimum.
Masa w Krakowie nie znika (a raczej przekształca się) dlatego, że jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki powstały lub zostały obiecane wszystkie niezbędne udogodnienia rowerowe. Masa Krytyczna to nie jest - jak można mylnie przypuszczać - konflikt rowerzystów z władzą. Masa Krytyczna to jest relacja rowerzyści - społeczeństwo. Społeczeństwo Krakowa w sposób ostateczny zaakceptowało Masę, potwierdzając to w referendum. Reakcja łańcuchowa nastąpiła, lawina ruszyła. Dalsze funkcjonowanie Masy w obecnym kształcie to byłoby przekonywanie przekonanych.
O zakończeniu organizacji masy krytycznej w Krakowie pisaliśmy w lutym tego roku. Rowerzyści są usatysfakcjonowani zmianami, które już zaszły i które miasto ma dopiero w planach. Docenili to, że ich głos został wysłuchany.
Zdziwienie krakowskich kierowców może być bardzo duże, gdy zobaczą masę krytyczną w przedświąteczny piątek w godzinach szczytu na ulicach Krakowa. Przejazd odbywa się wbrew woli stowarzyszenia Kraków Miastem Rowerów, które wydało w tej sprawie oświadczenie i namawia do tego, by nie utrudniać ruchu samochodowego w dniu, w którym wiele osób nie tylko już przemieszcza się między cmentarzami, ale także wyjeżdża z miasta.
Na przejazd masy krytycznej 30 października zgody nie wyraziły także władze. Jako powód urzędnicy podają błąd formalny we wniosku, w którym zamiast słowa przejście użyto wyrazu przejazd. Mimo braku zezwolenia rowerzyści i tak chcą wyjechać, ale podzieleni na 15-osobowe grupy.
Dzisiejszy przejazd nosi nazwę Świetlana Październikowa Masa Krytyczna. Skąd nazwa?
Tradycyjnie jak w każdy ostatni piątek miesiąca, zapraszamy wszystkich rowerzystów i oczywiście rowerzystki na Świetlaną Masę Krytyczną. Tym razem poza odwiedzeniem anty rowerwowych miejsc w Krakowie skupimy się również na tematyce bezpieczeństwa rowerzystów, a przede wszystkim poprawnym oświetleniu roweru!
Powód organizacji masy należy pochwalić. Sęk w tym, że o oświetleniu i bezpieczeństwie można mówić w każdy inny dzień miesiąca, niekoniecznie w ten, w którym miasto będzie sparaliżowane przez niestandardowo duże natężenie ruchu. Jeśli to bezpieczeństwo rowerzystów ma być tematem, to dlaczego związana z nim masa krytyczna jest organizowana w takim czasie, który ewidentnie sprawi, że rowerzyści będą w centrum zainteresowania wszystkich krakowskich kierowców?
Organizowanie tego wydarzenia w takiej formie jest jak wpychanie najedzonemu dziecku kolejnej łyżeczki owsianki w otworzoną na siłę buzię. Ja wiem, że masz dosyć, Ty wiesz, że masz dosyć, ale jedz jeszcze, nażryj się aż pękniesz. I tak pęknie w końcu granica między manifestowaniem swoich racji a niezdrowym wciskaniem ich innym na siłę. Nie wszyscy kierowcy muszą lubić rowery - to, że tolerują je na drodze, szanują ich prawa i rozumieją potrzeby ich właścicieli, nie znaczy, że się na nie przesiądą. Tu pojęcie tolerancji jest wypaczone, jak to często ma miejsce współcześnie - nie wystarczy, że coś Ci nie przeszkadza, [u]musisz[/u] to jeszcze lubić.
Problem, o którym tu mowa wcale nie jest największym w przypadku organizowanego przez krakowskich cyklistów wydarzenia. Przez tę nachalność nie tylko kierowcy utkną w korkach, ale stracić mogą także sami rowerzyści. Krakowskie społeczeństwo, jak widać było po wynikach referendum, powiedziało jednośladom "tak". Ale ta akceptacja powoli może zmienić się we frustrację, a rowerzysta zmienić się w oczach przeciętnego Kowalskiego w kolarza-terrorystę. Naturalnie, to wyolbrzymienie problemu. Jednak wszyscy, łącznie ze środowiskiem organizatorów dotychczasowych mas krytycznych są zdania, że dzisiejszy przejazd może jedynie zaszkodzić, zamiast cokolwiek zdziałać na rzecz polepszenia stosunków między wszystkimi użytkownikami dróg.