Nissan znowu skraca czas ładowania akumulatorów

Największa bolączka samochodów elektrycznych, o której wspominaliśmy już przy okazji polskiej prezentacji Nissana Leaf, to czas ładowania akumulatorów. Producenci walczą o każdą minutę spędzoną przez samochód na uzupełnianiu zapasów energii. Najnowszym osiągnięciem japońskiego producenta są ładowarki Quick Charge, które pozwalają na ładowanie od zera do maksimum pojemności ogniw w nie więcej niż 30 minut. Jest to niesamowity skok w porównaniu z dotychczasowymi wynikami rzędu kilku godzin. Nissan nie spoczął na laurach. Do jakiego czasu udało się zejść japońskiemu koncernowi?
Smart ForTwo II CDI królem ekonomii
10 minut – tyle potrzebuje nowy typ akumulatorów stworzonych przez Nissana, by naładować się do maksimum. Wynik zaskakująco dobry, ponieważ czyni on samochody elektryczne konkurencyjnymi dla benzynowych pod względem czasu odzyskiwania nośnika energii. Oczywiście wciąż jest to nieco dłużej, niż zajmuje tankowanie, ale są to różnice tak niewielkie, że nie powinny stanowić problemu dla potencjalnych użytkowników.
Zmiana, która pozwoliła na uzyskanie takiej szybkości uzupełniania energii, polegała na zastąpieniu węgla w kondensatorach przez tlenek wolframu oraz tlenek wanadu. Co ważne, nie ucierpiała na tym pojemność akumulatorów oraz ich napięcie znamionowe w porównaniu z ich odpowiednikami litowo-jonowymi. Dla inżynierów Nissana to jednak wciąż mało. Chcą oni zmienić strukturę kondensatorów tak, by czas ładowania zredukować do 3 minut.
Zobacz również: Volvo XC40 T3 - idealne do miasta? Czy może za duże?
Nissan Leaf – polska prezentacja modelu, pierwsza jazda [relacja autokult.pl]
Wszystko to brzmi niezwykle imponująco. Jest tylko jeden mały haczyk – technologie pozwalające na masowe wprowadzenie w infrastruktury tego typu rozwiązań będą dostępne nie wcześniej niż za 10 lat. To niestety odległa przyszłość, a jeśli producenci chcą podkreślić obecność samochodów elektrycznych na rynku, muszą przyspieszyć dostępność tego typu rozwiązań dla mas.
Największa bolączka samochodów elektrycznych, o której wspominaliśmy już przy okazji polskiej prezentacji Nissana Leaf, to czas ładowania akumulatorów. Producenci walczą o każdą minutę samochodu, spędzoną przy uzupełnianiu zapasów energii. Najnowszym osiągnięciem japońskiego producenta są ładowarki Quick Charge, które pozwalają na ładowanie od zera do maksimum pojemności ogniw, w nie więcej niż 30 minut. Jest to niesamowity skok, w stosunku do dotychczasowych wyników rzędu kilku godzin. Nissan jednak nie spoczął na laurach. Do jakiego czasu udało się zejść japońskiemu koncernowi?
10 minut – tyle potrzebuje nowy typ akumulatorów stworzonych przez Nissana, by naładować się do maksimum. Wynik zaskakująco dobry, ponieważ czyni on samochody elektryczne konkurencyjnymi dla benzynowych pod względem czasu odzyskiwania nośnika energii. Oczywiście wciąż jest to nieco dłużej, niż zajmuje tankowanie, ale są to różnice tak niewielkie, że nie powinny stanowić problemu dla potencjalnych użytkowników.
Zmiana, która pozwoliła na uzyskanie takiej szybkości uzupełniania energii, polegała na zastąpieniu węgla w kondensatorach przez tlenek wolframu oraz tlenek wanadu. Co ważne, nie ucierpiała na tym pojemność akumulatorów oraz ich napięcie znamionowe, w stosunku do ich odpowiedników litowo-jonowych. Dla inżynierów Nissana to jednak wciąż mało. Chcą oni zmienić strukturę kondensatorów tak, by czas ładowania zredukować do poziomu trzech minut.
Wszystko to brzmi niezwykle imponująco. Jest tylko jeden, mały haczyk – technologie pozwalające na masowe wprowadzenie w infrastruktury tego typu rozwiązań będą dostępne nie wcześniej niż za 10 lat. To niestety odległa przyszłość, a jeśli producenci chcą podkreślić obecność samochodów elektrycznych na rynku, muszą przyspieszyć dostępność tego typu rozwiązań dla mas.
Źródło: AutoGuide

Polecane przez autora:
- Lotnisko Chopina zza sterów oczyszczarki. Poznaliśmy logistyczny majstersztyk na EPWA
- Test: Hyundai i30 Wagon 1.6 CRDI - kiedy zdajesz sobie sprawę, że nie potrzebujesz SUV-a
- Test: Volkswagen T-Roc R - najbliżej klasycznego GTI, jak się da
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze