100 tysięcy kilometrów polskim Junakiem. Podróż Krzysztofa Pazury trwa od 1961 roku

100 tysięcy kilometrów polskim Junakiem. Podróż Krzysztofa Pazury trwa od 1961 roku

100 tysięcy kilometrów polskim Junakiem. Podróż Krzysztofa Pazury trwa od 1961 roku
Źródło zdjęć: © Fot. Jakub Tujaka
Jakub Tujaka
15.07.2018 10:41, aktualizacja: 01.10.2022 17:18

Więź Krzysztofa Pazury z polskim motocyklem Junak jest wzmocniona sentymentalnymi wspomnieniami wspólnych wycieczek z tatą. To właśnie pasja do motocykli i podróży pcha naszego bohatera dalej i dalej. Za nim Nordkapp, Dania, Albania i Kuba, kilka dekad wcześniej były Mazury i wybrzeże Bałtyku.

Krzysztof Pazura na co dzień prowadzi firmę zajmującą się naprawami i serwisowaniem jednostek latających i pływających. Poza czasem spędzanym z rodziną w każdej wolnej chwili ucieka myślami gdzieś daleko za horyzont. Ale nie samolotem, czy kamperem. Podróże trwają długo i są prawdziwym wyzwaniem, ponieważ długie kilometry pokonuje na zabytkowym polskim motocyklu. Jego junaki mają za sobą już grubo ponad 100 tysięcy kilometrów. Sporo z nich zostało nakręconych poza granicami kraju, ale jeżdżenie po Polsce również jest istotnym elementem stylu życia naszego bohatera.

Obraz
© Fot. Piotr Czołnik

Jakub Tujaka: Jak to wszystko się zaczęło?

Krzysztof Pazura: Podstawowym środkiem transportu w moim rodzinnym domu był junak kupiony w Motozbycie na ul. Świętokrzyskiej w 1961 roku. Od tego czasu mam zachowane wszystkie rachunki, fakturę i dokumenty. Co ciekawe, w pierwszych latach ojciec notował wszystkie terminy przeglądów, wymiany eksploatacyjne i usterki takie jak zbita lampka. Pierwsza wycieczka do Białowieży rozpoczęła krótsze i dłuższe wyjazdy. Od tamtego momentu "tatowy junak" przejechał ponad 25 tysięcy kilometrów. Najczęściej wyglądało to tak, że siostra z mamą jechała gdzieś pociągiem, a my z ojcem z Warszawy na motocyklu jechaliśmy nad morze.

Obraz
© Fot. Jakub Tujaka

Jakub Tujaka: Oczywiście ten Junak później trafił do Pana.

Krzysztof Pazura: Z tym też wiąże się zabawna historia, bo później ojciec nieco podupadł na zdrowiu i jeździł mniej. Wtedy kupił skodę octavię z lat 60. I powtarzał, że motocykl "jest dla syna". Po kilku latach w czasie uroczystości rodzinnej wypomniałem mu, że skończyłem podstawówkę, technikum, studia, wojsko, jestem inżynierem, masz dwoje wnuków itp., a motocykl nadal do mnie nie trafił. Ojciec wtedy kazał przynieść mamie papier, napisał umowę i oficjalnie przekazał mi Junaka. Zabrałem go w 1987 roku po śmierci taty.

Obraz
© Fot. Piotr Czołnik

Jakub Tujaka: Czy wtedy junak znów ruszył w trasę?

Krzysztof Pazura: Niestety nie. Dopiero po 15 latach pomyślałem, ze brakuje mi jazdy na jednośladzie. Przez te lata miałem rodzinne auto i niezbyt wiele czasu wolnego. W 2002 roku przeprowadziłem drobny serwis i zacząłem przypominać sobie, jak to jest prowadzić motocykl.

Obraz
© Fot. Jakub Tujaka

Jakub Tujaka: Skąd pomysły na podróże?

Krzysztof Pazura: Wszystko przez internet. Na liście dyskusyjnej "Dzikiego Junaka" użytkownicy pisali, że junaki się psują i nie da się nimi jeździć. Wszystko cieknie, ukręca się i ogólnie nie działa jak należy. Napisałem im wtedy, że przejechałem z tatą ponad 25 tys. km i nic się nie stało. Nigdy nie doszło do poważniejszej awarii. Wtedy jeden z kolegów mieszkający w Danii - KrzychDK - napisał, że ma trzy junaki i zaprasza wszystkich na zlot motocyklowy do tego kraju. Zaproszenie wywołało ogromne zainteresowanie. Od słowa do słowa – ruszamy.

Obraz
© Fot. Piotr Czołnik

Jakub Tujaka: Zorganizowaliście się przez sieć i ruszyliście w drogę?

Krzysztof Pazura: Zapał oczywiście był ogromny, ale finalnie ruszyli we trzech. Ja miałem poważne zobowiązania służbowe i musiałem pojechać sam kilka dni po nich. I trochę mieli rację co do junaków, bo mieli z nimi sporo problemów, ale dali radę wszystko naprawić. Jako zabezpieczenie mieli kampera z przyczepą, którym jechał kolega Władek i wiózł narzędzia i części. Smutne, ale kilka dni temu Władek przegrał z chorobą...

Obraz
© Fot. Piotr Czołnik

Jakub Tujaka: Jak przebiegła pierwsza trasa?

Krzysztof Pazura: Po dwudziestu latach od poważniejszego wyjazdu okazało się, że trasa do pierwszej stacji benzynowej została przejechana bez kłopotów, a później metodą małych skoków trafiłem do Szczecina, a później przez Niemcy do Danii.

Obraz
© Fot. Piotr Czołnik

Jakub Tujaka: Co było najgorsze w pierwszym zlocie?

Krzysztof Pazura: Najgorsze? Daleko od domu, lał deszcz, było zimno, ale było wspaniale. Koledzy byli równie zadowoleni co ja. Potłukłem i spaliłem aż 8 żarówek w przedniej lampie. Wykorzystałem wszystkie zapasy swoje i kompanów podróży. Okazało się, że łożysko w przednim kole powoduje takie wibracje, że żarówki nie wytrzymywały. W czasie powrotu w pobliżu Szczecina pomogli nam kierowcy ciężarówek, bo w nocy w barze przy parkingu była ogromna awantura, bar w połowie spłonął itd., a nam nic nie groziło.

Obraz
© Fot. Piotr Czołnik

Jakub Tujaka: A co z junakiem?

Krzysztof Pazura: Junak udowodnił swoją bezawaryjność, po tamtej trasie ma już 47 tysięcy kilometrów zrobionych na fabrycznie poskładanym silniku. Jestem na tyle zawzięty, że długo jeździłem na fabrycznych oponach. Ale koledzy niemal zmusili mnie wreszcie do zmiany opon na współczesne. Reszta została niezmieniona. Z racji tego, że planów było więcej, zmontowałem drugi motocykl, aby nie eksploatować tego po tacie.

Obraz
© Fot. Piotr Czołnik

Jakub Tujaka: Czy drugi jest równie bezawaryjny?

Krzysztof Pazura: Moje podejście polega na tym, że używam starych, w miarę trzymających parametry oryginalnych części. Co prawda drugi motocykl miał dwa lata temu remont silnika, ale to już był na niego czas. Dla przykładu łańcuszek sprzęgłowy, który wyjąłem z któregoś rozebranego silnika u mnie, przejechał już 80 tys. kilometrów. Nie wiem jak długo był używany wcześniej. Moim zdaniem niekatowanie motocykla prędkością, czyli jazda 65-75 km/h jest najfajniejsza. Druga sprawa to poznanie i zestrojenie motocykla. Nawet mocno obciążony spokojnie daje rade dojechać do domu.

Obraz
© Fot. Piotr Czołnik

Jakub Tujaka: Dlaczego nie przesiadł się Pan na inny motocykl turystyczny?

Krzysztof Pazura: U mnie w rodzinie motocykle były od dawna. Przed wojną dziadek miał jakiś prawdopodobnie niemiecki motocykl z koszem, a później tata miał WFM-kę i junaka. Ja próbowałem szukać jakiegoś innego sprzętu, ale żaden zbytnio mi nie pasował. Fajnie było się przejechać i zobaczyć jak jeżdżą inne motocykle, ale stare jednoślady mają duszę. Junak ma dla mnie wystarczające osiągi, wzbudza falę sympatii i jest dobrym towarzyszem podróży. Wielu osobom podobają się nasze nieco zmęczone życiem motory, bo te pięknie odrestaurowane najczęściej nie są w stanie pojechać nigdzie dalej. Druga sprawa, to prędkość przelotowa. Nas nie interesuje przeskakiwanie autostrad 130 – 140 km/h. Jeździmy najkrótszymi trasami omijając jedynie przeprawy promowe.

Obraz
© Fot. Jakub Tujaka

Jakub Tujaka: Jak często ruszacie w trasę junakami?

Krzysztof Pazura: Niemal w każdy weekend w sezonie miałbym pomysł, żeby gdzieś jechać, ale różne obowiązki służbowe i rodzinne na to nie pozwalają. Są zloty, spotkania i przeróżne wydarzenia, które odwiedzamy już tradycyjnie. Dodatkowo teraz każdego roku wybieramy się gdzieś dalej. Byliśmy pod Monte Cassino, na Nordkapp, w Albanii i np. na Kubie. Teraz wybieramy się do Kirgistanu.

Obraz
© Fot. Piotr Czołnik

Jakub Tujaka: Czy podróżowanie motocyklem jest drogie i skomplikowane?

Krzysztof Pazura: Trzeba znać swój motocykl, wiedzieć jak go naprawić i rozsądnie planować trasę. Przygotowania zabierają najwięcej czasu, ale jeśli jedzie się w kilku, można te obowiązki podzielić. Jeśli chodzi o pieniądze, to najwięcej kosztuje paliwo. Reszta to sprawy raczej groszowe. Spanie na kempingach, parkingach lub pod chmurką daje sporo frajdy. Dodatkowo ludzie są bardzo gościnni. Taki wypad nie kosztuje więcej niż wakacje w kurorcie nad jakimś ciepłym morzem.

Obraz
© Fot. Piotr Czołnik

Jakub Tujaka: Co jest Pańskim zdaniem najlepsze w podróżach?

Krzysztof Pazura: Poznawanie ludzi, miejsc i siebie. W czasie jazdy jest dużo czasu na przemyślenia. A dodatkowo czerpie się bardzo wiele. Zapachy, przyroda, widoki i lokalne jedzenie – to dość banalne, ale dopiero jak się tego doświadczy, człowiek poznaje wartość tych drobnych przyjemności.

Obraz
© Fot. Piotr Czołnik

Jakub Tujaka: Oprócz wspomnień związanych z tatą kto pana najbardziej motywuje?

Krzysztof Pazura: Kolega Piotr Czołnik, z którym jestem w pewien sposób spowinowacony - jest to mój cioteczno-stryjeczny brat chrzestny. Zrobił on już 200 tysięcy na swoim i 7 na pożyczonym junaku. Przez ostatnie 10 lat bardzo często wyjeżdża w różne strony świata i niemal każdą podróż kończy u mnie w firmie. To człowiek z niesamowitą pasją, umiejący poradzić sobie w każdych okolicznościach. Oprócz Piotra, katalizatorami wyjazdów jest małżeństwo Głaziów z Lubaczowa. Jako nauczyciele mieli w wakacje czas na podróże, ale teraz ze względu na powiększenie się rodziny nieco zmienili priorytety.

Ogólnie środowisko "junakowców" i podróżników motocyklowych jest rewelacyjne. Ludzie chętnie sobie pomagają, radzą i wspierają w każdy możliwy sposób.

Obraz
© Fot. Piotr Czołnik

Jakub Tujaka: Proszę opowiedzieć o swoich planach na przyszłość.

Krzysztof Pazura: Najbliższe plany dotyczą tegorocznej wyprawy do Kirgistanu, który miał się odbyć w 2017 roku. Pierwotny plan zakładał transport motocykli do Biszkeku i powrót na kołach przez Iran. Niestety okazało się, że władze Iranu wydały zarządzenie o nie wpuszczaniu na swój teren motocykli o pojemności silników większych niż 250 ccm. Powrót więc ma przebiegać przez Kirgistan, Tadżykistan, Uzbekistan, Kazachstan, Rosję i Ukrainę. A jak będzie, to się okaże w praniu.

Jakub Tujaka: Serdecznie dziękujemy za rozmowę i życzymy wielu tysięcy bezproblemowo pokonanych kilometrów.

Źródło artykułu:WP Autokult
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)