Niki Lauda – niezniszczalny marzyciel

Niki Lauda – niezniszczalny marzyciel

Niki Lauda w McLarenie
Niki Lauda w McLarenie
Źródło zdjęć: © McLaren Racing
Bartosz Pokrzywiński
06.11.2013 23:52, aktualizacja: 08.10.2022 10:01

W ostatnich latach mówi się o Sebastianie Vettelu jako o najlepszym kierowcy w Formule 1. To młody, niezbyt porywczy kierowca, który dzielnie wykonuje polecenia zespołu i dysponuje niezawodnym, piekielnie szybkim sprzętem. Swego czasu był jednak ktoś, kto pod paroma względami bił Sebastiana na głowę. Tym kimś jest emerytowany już Niki Lauda.

Kierowca Formuły 1 to więcej niż człowiek. W dzisiejszych czasach to instytucja, która nie pali nie dlatego, że nie lubi, tylko dlatego, że koncerny tytoniowe musiały się wycofać ze sponsoringu w królowej sportów motorowych. Mocne uściski dłoni, szerokie i białe uśmiechy, by wreszcie raz na dwa-trzy tygodnie udowodnić, że jest się właściwym człowiekiem na właściwym miejscu i nie niweczy starań inżynierów oraz konstruktorów przygotowujących nowe konstrukcje.

Niki Lauda trafił do Formuły 1 w 1971 roku, a więc ledwie dwie dekady po rozpoczęciu zmagań najszybszych kierowców na świecie w ramach wyścigów Grand Prix. Mało kto przejmował się wówczas kwestiami bezpieczeństwa, a zespoły i zawodnicy za wszelką cenę dążyli do zwiększenia prędkości bolidów, co nie zawsze przekładało się na przyczepność podczas pokonywania zakrętów. Skutki wyścigu szczurów widać chociażby po bardzo długiej liście ofiar tego wspaniałego sportu.

Niki Lauda
Niki Lauda© wikipedia.org

Mówi się, że każdy wielki kierowca był wybitny na swój sposób. Alain Prost zbierał cenne punkty w każdym wyścigu, a Ayrton Senna wiedział, gdzie znajdzie przyczepność przed wejściem w zakręt. Początkowo wydawało się, że Laudzie brakowało jakiejś takiej magicznej właściwości, która w perspektywie kilku lat w Formule 1 mogłaby zaowocować serią zwycięstw. Młody Austriak, startując w wyścigach F1 czy wyścigach samochodów turystycznych, nigdy nie pokazał się z tak dobrej strony, żeby ktoś zaproponował mu profesjonalny kontrakt i awans do królowej sportów motorowych.

Miejsce w Formule 1 Lauda zdobył sam, samodzielnie finansując sobie pierwszy bolid. Obecnie wielu fachowców narzeka na tzw. pay-driverów, czyli kierowców, którzy dostali się do F1 także dlatego, że pociągnęli za sobą pieniądze od sponsorów. Cztery dekady temu było to jeszcze bardziej wyraźne, ponieważ sam Niki Lauda zapłacił równowartość ówczesnych 100 000 dolarów za to, żeby wystartować bolidem ekipy STP March w najbardziej prestiżowej serii wyścigowej na świecie.

Niki Lauda i Ferrari F312
Niki Lauda i Ferrari F312© wikipedia.org

Jak się jednak okazało, lata 1971-1972 były dla Laudy fatalne w skutkach. Kierowca miał ogromne problemy finansowe przez pożyczkę z banku, którą zaciągnął, żeby startować w F1. Podobno Niki rozważał nawet wówczas popełnienie samobójstwa. Austriak postanowił jednak ponownie zaryzykować i wziął drugą pożyczkę, tym razem na wykupienie miejsca w ekipie BRM na sezon 1973. Jak się okazało, był to strzał w dziesiątkę. Doszkalając się równocześnie w wyścigach samochodów turystycznych i F1, Lauda zdobywał doświadczenie i umiejętności, dzięki którym zauważył go Enzo Ferrari. Oczywiście nie byłoby to możliwe, gdyby nie poparcie Claya Regazzoniego, startującego wówczas z Nikim w ekipie BRM.

To była szansa na pokazanie swojego największego talentu, czyli umiejętności pracy z bolidem, testowania auta i przekazywania bardzo precyzyjnych informacji inżynierom. Lauda zasłynął z tego, że wyśmienicie radził sobie z rozwojem konstrukcji. Dzięki niemu stawała się ona bliższa ideału. Austriak wykorzystał szansę, jaką dało mu Ferrari, spłacił swoje długi i rozpoczął wielkie ściganie. Włoski zespół kombinował wówczas z kierowcami, a barwy ekipy reprezentowali Mario Andretti, Arturo Merzario, Jacky Ickx oraz Clay Regazzoni, partner Laudy od 1974 roku.

Niki LAuda i Ferrari
Niki LAuda i Ferrari© Scuderia Ferrari

Niki rozpoczął od wysokiego 2. miejsca w Grand Prix Argentyny. Później było już tylko lepiej. Austriak w swoim debiutanckim sezonie w Ferrari wygrał dwa wyścigi i uplasował się na 4. pozycji w klasyfikacji generalnej. Lauda i bolid Ferrari 312 idealnie się uzupełniali. Pomimo że kierowca nie zachwycał wyśmienitą jazdą, to i tak kapitalnie radził sobie z autem. W 1975 roku po wygraniu 5 wyścigów wywalczył swój pierwszy tytuł mistrzowski. Rok później Lauda znowu zwyciężał i w połowie sezonu miał sporą przewagę nad pozostałymi rywalami w stawce.

Kiedy już wydawało się, że zostanie dwukrotnym mistrzem świata, podczas Grand Prix Niemiec na torze Nürburgring doszło do straszliwego wypadku, w którym Lauda płonął żywcem w bolidzie. Zawodnika wyciągnęli jego koledzy, ratując mu w ten sposób życie. Po skomplikowanym przeszczepie skóry na twarzy wydawało się, że Lauda już nigdy nie wsiądzie za kierownicę. Okazało się jednak, że Austriak już sześć tygodni po wypadku wystartował w Grand Prix Włoch. W międzyczasie jednak wyścig za wyścigiem wygrywał niejaki James Hunt, który tracił do Laudy tylko jeden punkt przed Grand Prix Japonii.

Niki Lauda i Lewis Hamilton
Niki Lauda i Lewis Hamilton© Mercedes

Na torze u stóp wulkanu Fuji panowały tak fatalne warunki pogodowe, że Niki Lauda w pewnym momencie zjechał do boksów i powiedział, że boi się jechać dalej. Austriak wyznał później, że deszcz padał tak obficie, że najzwyczajniej w świecie obawiał się o swoje bezpieczeństwo. Mistrzem świata został wówczas Hunt. Pomimo że w sezonie 1977 Lauda ponownie pewnie sięgnął po drugi mistrzowski tytuł, jego stosunki z zespołem Ferrari znacznie się pogorszyły.

Po dwóch nieudanych sezonach w ekipie Parmalat Racing Team Austriak postanowił zakończyć swoją karierę w Formule 1. Okazało się jednak, że prowadzenie własnego biznesu nie było tak pasjonujące i w 1982 roku Niki Lauda powrócił do królowej sportów motorowych. Po dwóch nieudanych sezonach w barwach McLarena niespodziewanie udało mu się sięgnąć po trzeci tytuł mistrzowski w 1984 roku. Rok później zawodnik nie radził sobie już tak dobrze i ostatecznie wycofał się z wyścigów. Ostatnio Lauda powrócił, pierwotnie jako doradca techniczny Mercedesa, który stoi m.in. za ściągnięciem do zespołu Lewisa Hamiltona. W tym sezonie srebrne strzały już 8 razy startowały do wyścigu z Pole Position i 3 razy dojeżdżały do mety pierwsze.

Źródło artykułu:WP Autokult
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)