Poradniki i mechanikaOszustwa kierowców i użytkowników samochodów. Czym mogą grozić?

Oszustwa kierowców i użytkowników samochodów. Czym mogą grozić?

Kierowcy często kombinują, by uniknąć kary czy dodatkowych opłat, jednak konsekwencje mogą być znacznie surowsze
Kierowcy często kombinują, by uniknąć kary czy dodatkowych opłat, jednak konsekwencje mogą być znacznie surowsze
Źródło zdjęć: © fot. mat. prasowe/Policja
Marcin Łobodziński
27.06.2017 11:42, aktualizacja: 30.03.2023 11:19

Kierowcy oszukują w różny sposób, by nie płacić, płacić mniej lub uniknąć kary. Niedawno ukrócono proceder polegający na ”zapominaniu” prawa jazdy, gdy policjant ma podstawę do jego odebrania. Jednak oszustw związanych z użytkowaniem pojazdu jest znacznie więcej. Oto jakie konsekwencje mogą za nie grozić.

Zakup pojazdu i zaniżona cena na umowie

Zaniżanie ceny zakupu pojazdu służy przede wszystkim do oszukania urzędu skarbowego lub celnego, aby zapłacić niższą kwoty podatku od umowy cywilno-prawnej (PCC) lub w przypadku sprowadzonego auta - podatku akcyzowego lub cła.

Wpisywana na umowie niższa cena ma minimalny wpływ na stawkę podatków, ponieważ dla urzędnika liczy się bardziej wartość rynkowa, a nie faktyczna cena zakupu, co jest w pewnym sensie absurdem w temacie PCC. Co prawda przymyka się oko na nieduże odstępstwa od normy, ale niekiedy gra nie jest warta świeczki z prostego powodu.

Jeżeli zakupione auto okaże się wadliwe lub nawet kradzione, to odzyskacie w sądzie tylko tyle pieniędzy, ile jest na umowie. Druga sprawa, że jeżeli oszustwo wyjdzie na jaw, choć jest to bardzo mało prawdopodobne, to można zapłacić karę grzywny nawet do 3 tys. zł.

Zakup pojazdu na ”Niemca”

Tu można mówić raczej o oszukiwaniu kierowców przez nieuczciwych handlarzy. Kupując auto od ”Niemca”, którego nigdy nie widzieliście, w pewnym sensie zyskujecie, bo być może dzięki temu cena zakupu jest nieco niższa, ale to spore ryzyko.

Co prawda nie wiąże się z konsekwencjami – jest to mało prawdopodobne – ale formalnie kupujecie samochód nie wiadomo od kogo, być może od osoby, która już nie żyje. Jeżeli w przyszłości okaże się, że z autem jest coś nie tak, z problemem zostajecie całkowicie sami.

Sprzedaż pojazdu i zaniżona faktura

Zaniżanie faktury sprzedaży auta jest częstą praktyką wśród przedsiębiorców. Przyczyną tego jest konieczność zapłacenia podatku dochodowego od wartości sprzedanego pojazdu. Różnica w stosunku do podatku PCC jest taka, że żaden urzędnik nie może podważyć kwoty i nie wylicza jej z żadnego źródła. Dlatego też sprzedającemu w praktyce nic nie grozi.

Natomiast kupujący jest dokładnie w tej samej sytuacji, co przy zaniżaniu ceny zakupu pod kątem PCC. Ma na fakturze niższą wartość, więc w razie problemów może dochodzić swoich roszczeń tylko do takiej kwoty.

Sprzedaż pojazdu po ”korekcie” licznika

Cofanie licznika przebiegu jest w naszym kraju niemal normą przy sprzedaży aut używanych i robią to nie tylko handlarze, jak się zazwyczaj myśli. Sprzedanie samochodu z przebiegiem wyższym niż 200 tys. km jest trudne, natomiast poniżej tej wartości staje się dużo łatwiejsze. Co ciekawe, sami kupujący doskonale wiedzą o tym procederze i nierzadko wręcz oczekują, że auto będzie miało skorygowany licznik.

Co grozi za takie działanie? Nic. Jest to w pełni legalne do momentu, gdy nie zostanie zatajone. Jeżeli kupujący został poinformowany o korekcie licznika, nie ma w tym niczego złego. Jeżeli nie – to już oszustwo. Za to grozi grzywna, ograniczenie lub pozbawienie wolności do lat 2, ale w praktyce trzeba będzie zwrócić pieniądze za sprzedane auto lub zrekompensować nabywcy różnicę wynikającą z korekty licznika. O wpadkę niełatwo, bo jest wiele sposobów na potwierdzenie rzeczywistego przebiegu.

Sprzedaż pojazdu nieistniejącej osobie

To łatwy sposób na pozbycie się obowiązku kontynuacji ubezpieczenia OC. Tą drogą poszło wielu właścicieli starych i zniszczonych pojazdów, stąd też tysiące "aut duchów" w bazie CEPiK-u. Wystarczy spisać umowę sprzedaży z wymyśloną osobą i udać się do wydziału komunikacji oraz poinformować ubezpieczyciela o sprzedaży.

Praktyka pokazuje, że nic za to nie grozi, ponieważ nikt nie dochodzi specjalnie, co się dalej dzieje z autem. Nawet UFG, które nie znajdzie osoby nieistniejącej. Sprzedający samochód nie musi na tyle sprawdzać tożsamości osoby kupującej, by potwierdzić, że dokumenty nie są podrabiane. Może złożyć zeznanie, że nie wie, czy dane którymi się posługiwała, były prawdziwe.

Grozi mu natomiast do 3 lat więzienia za składanie fałszywych zeznań. Jeżeli oszustwo zostanie udowodnione, UFG zażąda 4 tys. zł kary za brak OC, a ubezpieczyciel - zapłacenia wszelkich zaległych składek.

Badanie techniczne "na lewo"

Proceder "lewych" badań technicznych ma zostać w przyszłości ukrócony, ale wciąż jest dość powszechny. Nawet nie chodzi o to, że diagnosta nie widzi pojazdu. Można przyjechać na stację, przejść ścieżkę diagnostyczną i dostać pozytywny wynik pomimo faktu, że auto jest niesprawne. Po czym zapłacić pod biurkiem diagnosty lub poza stacją. Czy coś za to grozi?

Mało prawdopodobne jest poniesienie konsekwencji, ponieważ zbyt wiele byłoby do udowodnienia. Sąd przede wszystkim musiałby dowieść, że kierowca wręczył diagnoście łapówkę, a że obaj mieliby z tym problemy, raczej żaden się nie przyzna.

Bardziej narażony jest sam pracownik stacji, który podbił przegląd, pomimo że już na pierwszy rzut oka stan techniczny auta jest opłakany. Ryzyko jest tym większe, im mniej czasu upłynęło pomiędzy badaniem a kontrolą auta przez drogówkę.

Stłuczka na niby

Niejeden oszust w naszym kraju dorobił się na fikcyjnych stłuczkach czy wypadkach. Jeżeli wiedział, jak poprowadzić sprawę z ubezpieczycielem, na jednym takim zdarzeniu mógł zyskać nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych. Dziś niektórzy z nich odsiadują kary więzienia za wyłudzenia odszkodowań.

Niekiedy robią to zwykli użytkownicy, którzy na przykład wjechali do rowu czy uderzyli w drzewo, ale ze względu na brak polisy AC zaczynają kombinować. Przecież wystarczy oświadczenie i opis sytuacji, więc wymyślają stłuczkę, której nie było.

Trzeba znaleźć kogoś z drugim autem, najczęściej o niskiej wartości, z ważną polisą OC i oświadczyć, że rzekomo doszło do kolizji. Z OC można wyciągnąć trochę pieniędzy na naprawę tego pierwszego. Niektórzy traktują to też jako łatwy, choć jednorazowy zarobek.

Ryzyko wpadki jest tym większe, im wyższe są roszczenia. Jeżeli szkoda jest drobna, w zasadzie ubezpieczyciele nie wnikają w szczegóły, ale i tak sprawdzają historię pojazdu i właściciela. Gdy okaże się, że jedno lub drugie zbyt często bierze udział w kolizjach, może to wzbudzić podejrzenie. Udowodnienie próby wyłudzenia odszkodowania spotyka się z surową karą – nawet do 5 lat pozbawienia wolności.

Fikcyjna kradzież

To sytuacja podobna do powyższej, tyle tylko, że auto zostaje niby skradzione. Tyle tylko, że w takim przypadku zarówno korzyści dla oszusta jak i kary są znacznie wyższe.

Osoba, która zgłosi fikcyjną kradzież, dostaje wysoką kwotę odszkodowania i do tego pozbywa się problemu z ubezpieczeniem OC, którego nie musi już płacić. W praktyce w pełni sprawny samochód mógł sprzedać lub ma go dla siebie, na przykład na części. Czasami robią tak osoby, które uciekają przed policją lub z miejsca wypadku, po czym zgłaszają kradzież, aby uciec od odpowiedzialności.

Ryzyko wpadki jest bardzo duże, ponieważ sprawą zajmuje się policja. Natomiast konsekwencje mogą być podwójne, bo za złożenie fałszywego zeznania grozi do 3 lat więzienia, a do tego przy próbie wyłudzenia odszkodowania do 5 lat więzienia.

Punkty karne na kogoś innego

Zdjęcie z fotoradaru uwieczniło tył samochodu? To dobry pretekst do złożenia fałszywego oświadczenia, że nie kierowaliśmy pojazdem w tym momencie, tylko ktoś inny, albo nie wiemy kto prowadził auto.

Tak nierzadko robią osoby, które mają na koncie już sporą liczbę punktów karnych. W praktyce nie grozi za to nic, ponieważ trudno udowodnić oszustwo, ale w teorii kara przewiduje nawet do 3 lat więzienia. Oczywiście w przypadku wykroczenia drogowego na pewno będzie znacznie niższa.

Ryzyko wpadki jest wbrew pozorom spore. Fałszywe zeznania nierzadko składają osoby, które są wyraźnie widoczne na zdjęciu. Jednak praktyka pokazuje, że prawo w tym przypadku nie tyle służy do karania, co do zbierania pieniędzy, a to powoduje patologiczną sytuację, że urzędnikowi wystarczy przyjęcie mandatu i jego opłacenie. Kto dostanie punkty karne? To już bez znaczenia.

Źródło artykułu:WP Autokult
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2)