Volkswagen przyłapany na oszustwie – są tacy, którzy się z tego cieszą!

Volkswagen przyłapany na oszustwie – są tacy, którzy się z tego cieszą!

Volkswagen przyłapany na oszustwie – są tacy, którzy się z tego cieszą!
Marcin Łobodziński
25.09.2015 07:55, aktualizacja: 02.10.2022 09:23

Afera wokół Volkswagena i jego silników TDI wywołana tuż po zakończeniu salonu samochodowego we Frankfurcie, sprowadziła prawdziwą burzę na media motoryzacyjne. Tak, Volkswagen oszukiwał, ale to tylko czubek góry lodowej, pod którą kryje się wiele grzeszków innych producentów. Dziwi mnie natomiast to, że są osoby, które cieszą się z całej tej sytuacji.

Zawsze gdy piszemy o najnowszych osiągnięciach techniki, zwłaszcza o silnikach Diesla, pojawiają się komentarze w stylu „motoryzacja się kończy”, „gdzie się podziały trwałe silniki”, „diesle są nieopłacalne bo na naprawy trzeba przeznaczyć więcej pieniędzy niż zaoszczędzi się na zużyciu paliwa”. Jednocześnie gdy Unia Europejska czy jakakolwiek inna organizacja chce podnieść poprzeczkę producentom samochodów w dziedzinie emisji spalin twierdzi się, że to właśnie te organizacje wykańczają motoryzację. Trwa prawdziwa wojna pomiędzy producentami samochodów a represyjną UE, która chce by silniki spalinowe w ogólne nie emitowały szkodliwych substancji. Od tego roku średnia emisja spalin dla samochodów jednego producenta ma nie przekroczyć 130 gramów CO2 na kilometr i ten limit jest powodem m. in. wprowadzania na rynek nikomu niepotrzebnych, pseudoekologicznych pojazdów, których nikt nie kupuje. Ważne by zgadzała się średnia. Emisja innych substancji szkodliwych, takich jak cząstki stałe i tlenki azotu spadła już zgodnie z normą Euro 6 niemal do zera – odpowiednio NOx maks. 0,08 i PM maks. 0,005. Nie robi się tego za darmo. Silniki mają coraz wyższe ciśnienie wtrysku, wtrysk musi być coraz dokładniejszy, a to pociąga za sobą coraz lepsze, coraz wydajniejsze układy doładowania, a na sam koniec coraz bardziej skomplikowane układy oczyszczania spalin. Wszystko to, co lepsze należy rozumieć jako droższe i nierzadko bardziej zawodne. Widocznie niewiele osób zauważa, że te zmiany wymuszają przepisy, a nie producenci.

Najgorsze jest to, że niewiele z tego mamy. Emisja szkodliwych substancji przez samochody jest niewielka w skali globalnej, a zużycie paliwa spada głównie na papierze. W dodatku po kilku latach eksploatacji, zużyte układy oczyszczania spalin, które niemal eliminują emisję cząstek stałych muszą być usunięte, bo niewiele osób stać na ich wymianę. Jeżeli nie są usunięte, to wymienia się je na zamienniki, które nie do końca spełniają normy producenta lub kombinuje się w inny sposób. W rzeczywistości czy jedziemy za Citroënem C15 1.5 D czy też za kilkuletnim Mercedesem z napisem BlueTEC na klapie bagażnika, jak śmierdzi tak śmierdziało. Często nie możemy sobie pozwolić na nowoczesnego diesla bo jest drogi, a w samochodzie używanym szybko silnik nadaje się do remontu, którego rzeczywiste koszty przekraczają wartość samochodu.

Niewiele z tego mamy, bo realne zużycie paliwa choć niższe niż kilka czy kilkanaście lat temu, biorąc pod uwagę to, co oferują współczesne samochody (wysoki poziom bezpieczeństwa, dynamikę, wyposażenie), to w gruncie rzeczy wciąż odbiega od wartości podawanych przez producentów. A te są wyjątkowo ciekawe, zwłaszcza w samochodach z silnikiem Diesla. I tu znów słychać narzekania, że producenci oszukują na hamowniach, w testach NEDC uzyskując nierealne wyniki w nierealnych warunkach. Chcemy znać prawdziwe zużycie paliwa. Problem w tym, że trzeba wiedzieć, po której stronie stoimy.

Na bieżąco śledzę całą aferę wokół Volkswagena i jestem zaniepokojony tym, co się dzieje dlatego, że wiem o czymś, czego wielu tzw. hejterów nie jest w stanie zrozumieć. Nie tylko Volkswagen oszukuje, choć na razie tylko jego oszustwo wyszło na jaw. Inni producenci robią inne przekręty, a może nawet takie same, tylko nikt ich jeszcze nie złapał za rękę. Już sam test NEDC jest jednym wielkim przekrętem – wystarczy sprawdzić jak nierealne warunki bierze się pod uwagę. A zatem niemal każdy producent oszukuje na zużyciu paliwa – no może poza Suzuki – w taki czy inny sposób. Teraz sprawa została nagłośniona, a zapatrzony w media tłum znów stanie nie po tej stronie co trzeba. Nie lubimy wielkich koncernów bo są bogate, bo naginają przepisy, ale to ich produktami jeździmy, patrzymy w nie pół dnia i dajemy jako prezenty bliskim. Tymczasem EPA i Unia Europejska stawia im kolejne wyzwania, które sprawiają, że ceny są wyższe i wyższe i musimy kupować częściej i częściej.

Dlaczego jestem zaniepokojony? Ponieważ sprawa nabrała już takiego rozgłosu, że prawdopodobnie wprowadzi się niebawem test zużycia paliwa i emisji szkodliwych substancji odwzorowujący warunki rzeczywiste. Być może nowe testy przekreślą diesle raz na zawsze. Może przetrwają, ale będą jeszcze bardziej skomplikowane, słabsze i droższe. Producenci samochodów by wciąż sprzedawać diesle podniosą ceny. Silniki staną się jeszcze mniejsze, jeszcze droższe, jeszcze bardziej awaryjne i przy dużym obciążeniu jeszcze bardziej paliwożerne – znów pojawią się narzekania, że motoryzacja się kończy i to prawdopodobnie tych samych osób, które krzyczały „chcemy sprawiedliwości!”. Zamiast 2.0 TDI być może dostaniemy 1.4 TDI z odłączanymi cylindrami podczas spokojnej jazdy (czyt. podczas testów spalania). Zapłacimy my, ponieważ wielkie koncerny nie lubią wyrzucać pieniędzy w błoto. Volkswagen straci 18 miliardów dolarów – te pieniądze odzyska w najbliższym czasie, a zapłacą klienci.

Zamiast cieszyć się, że producenci są w stanie sprytnie ominąć durne przepisy dając nam wciąż rozsądne samochody, którymi możemy jeździć przez kilka lat, niektórzy cieszą się, że ich znienawidzona marka straci dużo pieniędzy, które zostaną przeznaczone na wprowadzenie jeszcze durniejszych przepisów, a których nie wystarczy dla setek pracowników. Czy na pewno chcesz finansowej klęski Volkswagena? Co Ci to da? Myślisz, że nowy prezes będzie miał niższą pensję niż poprzedni, a zarząd w ogóle jej nie otrzyma? Pomyślcie, po której stronie stajecie – po stronie producentów samochodów, porządnych silników i normalnej jeszcze motoryzacji czy przepisów, dzięki którym silniki wciąż się kurczą i stają się koszmarnie drogie? Chyba nie chcecie, by w kolejnej generacji Forda Mustanga motor 2,3 EcoBoost był największą i najmocniejszą jednostką napędową?

Źródło artykułu:WP Autokult
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (90)