Zakaz dokonywania samodzielnych napraw samochodów – wcale nie o to chodzi producentom!

Zakaz dokonywania samodzielnych napraw samochodów – wcale nie o to chodzi producentom!

Zakaz dokonywania samodzielnych napraw samochodów – wcale nie o to chodzi producentom!
Źródło zdjęć: © fot. Volkswagen
Marcin Łobodziński
20.07.2015 14:35, aktualizacja: 02.10.2022 09:46

W kwietniu tego roku polskie i zagraniczne media obiegła zatrważająca informacja o tym, że Stowarzyszenie Auto Alliance dąży do zakazania samodzielnych napraw samochodów, czyli również poza serwisami autoryzowanymi. Społeczeństwo się oburzyło – to oczywiste. Mi się jednak wydaje, że cała sprawa nie ma nic wspólnego z naprawami samochodów, tak jak zrozumiała to większość.

Zakaz samodzielnych napraw, czyli co? Nie mogę wymienić oleju, klocków hamulcowych czy amortyzatorów u mojego mechanika? Nic dziwnego, że wiele osób się oburzyło, bo o to chodzi, o wywołanie takiej reakcji. Wszyscy odetchną z ulgą, gdy dowiedzą się już oficjalnie, że nadal będzie można wykonywać naprawy i przeglądy we własnym zakresie, a cała sprawa dotyczy tylko i wyłącznie praw autorskich do elektroniki pojazdów. E tam, kogo to obchodzi, przecież ja tuningu elektronicznego nie zamierzam robić… I tak to ma pozostać. Odpowiednie przepisy przygotowane i zatwierdzone poczekają na przyjście "nowej ery" motoryzacji. Kiedy my będziemy już starzy, a samochody elektryczne staną się standardem, pojawią się pytania: jak można było do tego dopuścić? Oraz tłumaczenia: tamto pokolenie nie mogło o tym wiedzieć.

Już tłumaczę o co chodzi, a raczej o co może chodzić, bo od razu zaznaczę, że to tylko moje domysły. Dziś prawa autorskie to żadna nowość, sprawa powszechna i dotyczą m. in. oprogramowania komputerowego. Przenieśmy to na samochód i mamy dokładnie to samo. O ile jednak dziś to banał, w samochodach elektrycznych to właśnie oprogramowanie będzie kluczowym elementem odpowiadającym za wszystko, tak jak we współczesnych komputerach. Będzie odpowiadało za każdy podzespół od silnika/silników, poprzez baterie, układ kierowniczy, a nawet pracę zawieszenia. Dziś jaramy się możliwością automatycznego zaparkowania samochodu bez konieczności przebywania w jego wnętrzu i tym, że przez smartfona możemy włączyć ogrzewanie czy klimatyzację, by w upalny dzień wsiąść do przyjemnie schłodzonego auta. Nie tak dawno było to raczej marzenie, dziś to rzeczywistość, a za 20 lat nikt nie będzie się zastanawiał, czy w którymkolwiek nowym modelu są takie funkcje. Niektóre z nich już niebawem staną się wyposażeniem obowiązkowym. Na przykład system wzywania pomocy do wypadku umożliwiający lokalizację pojazdu.

Wszechobecna komunikacja z własnym samochodem przez Internet ma dwie strony. Z naszym autem będą mogli skomunikować się również dilerzy i serwis. Telemetria jest w powszechnym użyciu w motorsporcie, a przecież Komisja Europejska chcąc zadbać o nasze bezpieczeństwo chce wymusić konieczność stosowania czarnych skrzynek, dzięki którym łatwiej będzie ustalić przyczyny wypadku. W samolotach nie sprawdzają się do końca, ale w samochodach raczej nie będzie problemu z ich odnalezieniem, ponieważ auta raczej nie lądują na dnie oceanów i nie rozbijają się w odległych zakątkach świata, gdzieś wysoko w górach.

Obraz
© fot. Volkswagen

Oprogramowanie będzie odpowiadało za podstawowe funkcje samochodu, takie jak moc, zużycie energii elektrycznej i zasięg. I tu jest kwestia kluczowa, bo tak jak w innych urządzeniach elektronicznych, obawiam się, że z samochodami będzie, a nawet zaryzykuję, że już jest tak samo, czyli konkretne urządzenie ma więcej możliwości niż wie o tym jego użytkownik. Wystarczy popatrzeć co robi Tesla ze swoim modelem S. Nie zmienia się niczego w mechanice, auto jest udoskonalane poprzez AKTUALIZACJĘ OPROGRAMOWANIA. Napisałem to dużymi literami, bo to hasło klucz! Aktualizacja oprogramowania to już dziś jeden z coraz częściej stosowanych zabiegów serwisowych, a wyobraźcie sobie co się będzie działo, gdy na rynku 90 procent samochodów będzie miało napęd elektryczny. Każda funkcja będzie opierała się na oprogramowaniu, które producenci będą AKTUALIZOWAĆ. Dziś aktualizuje się mechanicznie, ale też elektronicznie silniki spalinowe do normy Euro 6, skrzynie biegów do szybszej pracy i przekładnie kierownicze do innej siły wspomagania. W przysłowiowym jutrze, będzie się aktualizować wyposażenie, moc silnika, zasięg akumulatorów, pracę zawieszenia…. Dosłownie wszystko.

I to chcą chronić producenci. Przypomina mi się historia, a właściwie początki historii Nissana GT-R. „Oprogramowanie komputera sterującego pracą silnika jest zabezpieczone przed tuningiem.” – tak brzmiało jedno z haseł podczas oficjalnych prezentacji tego wspaniałego samochodu. Zanim dilerzy sprzedali setkę tych aut, na rynku tunerzy mieli już tzw. Stage 1, Stage 2 i Stage 3 do silnika Nissana, a Stage 4 był w ofercie zanim Nissan przyznał, że jednak się da. To samo będzie w przyszłości. Teoretycznie wyjedziesz z salonu Teslą czy innym pojazdem, który będzie oferował zasięg 500 km, a po aktualizacji u tunera będziesz miał 700 km. Ale jeżeli będzie powszechny, ścigany prawem zakaz zmiany oprogramowania, ponieważ ze „zrozumiałych względów” chodzi o bezpieczeństwo, by mieć większy zasięg będziesz musiał poczekać na facelifting tego modelu (czyt. aktualizację). O to chodzi.

Skoro tak "zacofany" Volkswagen pracował już w latach 70. nad samochodami elektrycznymi, to nie wierzę, że pionierzy tacy jak Toyota czy Mitsubishi nie mają asa w rękawie, którym jest możliwość stworzenia w pełni funkcjonalnego pojazdu elektrycznego o normalnym zasięgu
Skoro tak "zacofany" Volkswagen pracował już w latach 70. nad samochodami elektrycznymi, to nie wierzę, że pionierzy tacy jak Toyota czy Mitsubishi nie mają asa w rękawie, którym jest możliwość stworzenia w pełni funkcjonalnego pojazdu elektrycznego o normalnym zasięgu© fot. Volkswagen

By zakaz modyfikacji oprogramowania był rzeczywiście przestrzegany, groźba utraty gwarancji to za mało. Musi być zakaz, którego złamanie będzie groziło poważnymi sankcjami i stąd pomysł Auto Alliance na wprowadzenie go już teraz, nie zdziwię się, że jak to zwykle bywa, „po kryjomu”. Właściciel samochodu będzie narażony nie na utratę gwarancji, ale na poważne sankcje karne i grzywny. Tak jak rolnicy używający niezgodnie z zasadami ziaren GMO. A skąd producent będzie wiedział, że doszło do modyfikacji? Moim zdaniem w dobie powszechnej komunikacji samochodu z Internetem nie będzie to absolutnie żadnym problemem. Wystarczy, przywołać użytkownika do serwisu. Wysłanie odpowiedniego sygnału może spowodować "awarię" auta, taką profilaktyczną, wyrywkową i być może taką, że przydrożny warsztat sobie z tym nie poradzi. Klient będzie musiał pojechać do ASO, a tam już wszystko wyjdzie, czy samochód nie jeździ na "piracie" .

Coraz więcej rzeczy wskazuje na to, że jest dokładnie tak jak tu czytacie, choć oczywiście pewności nie mam. Nie tak dawno, bo już w tym roku rozmawiałem z pewną osobą, nazwijmy to ds. techniki, pracującą dla jednego z producentów samochodów, który zajmuje się rozwojem samochodów elektrycznych i jest zrzeszony w Auto Alliance. Zadałem proste pytanie: "kiedy zasięg elektryków będzie taki jak samochodów spalinowych"? Początkowo myślał, że pytam go o rozwój technologii baterii i o tym zaczął opowiadać, ale przeciąłem jego odpowiedź mówiąc: "Nie, nie pytam kiedy to zrobicie? Pytam kiedy to udostępnicie, bo wiem, że to już jest gotowe". Jego nieskrywany uśmiech i danie mi do zrozumienia, że nie może o tym rozmawiać, przekonało mnie, że nie chybiłem z tym pytaniem. To już jest dostępne. No bo skąd na przykład Audi wie, że nowy model Q6 z napędem elektrycznym, który zadebiutuje do roku 2020 będzie miał minimum 500 km zasięgu? Chyba nie pytano o to wróżki…

Źródło artykułu:WP Autokult
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (37)