Grand Prix Monaco - gdyby nie Lewis...

Grand Prix Monaco - gdyby nie Lewis...

Grand Prix Monaco - gdyby nie Lewis...
Źródło zdjęć: © fot. Mercedes AMG Petronas / facebook
Marcin Łobodziński
25.05.2014 15:10, aktualizacja: 08.10.2022 09:21

Weekend w Monaco byłby jednym z najnudniejszych od lat gdyby nie kontrowersyjne zachowanie Lewisa Hamiltona. Również gdyby nie ten kierowca wielu z nas zasnęłoby pod koniec wyścigu.

Przed wyścigiem Lewis Hamilton był mocno zdeterminowany by kontynuować znakomitą passę i zdobyć 3. zwycięstwo z rzędu. Nie było żadnych wątpliwości co do tego, że jedynym kierowcą, który mógłby pozmieniać mu plany był Nico Rosberg. Nawet nie dlatego, że jeździ takim samym bolidem, najlepszym w stawce, ale że Nico czuje się w Monaco bardzo dobrze. Jest u siebie i zna ten tor doskonale. Wygrał tu w zeszłym roku, a w sezonie 2012 był 2. Lewis wiedział, że nie będzie lekko.

Napięcie trwało cały weekend, a podczas sesji kwalifikacyjnej sięgnęło szczytu. Przypadkowy (lub nie) błąd Rosberga na Mireabeau pod koniec Q3 spowodował wywieszenie żółtej flagi akurat wtedy, gdy Lewis Hamilton jechał swoje ostatnie szybkie okrążenie. Prawdopodobnie byłoby lepsze od prowadzącego w wynikach Nico. P2 dla Hamiltona i wielka frustracja. Lewis wiedział, że trudno będzie mu wyprzedzić partnera nie powodując kolizji.

Obraz
© fot. Mercedes AMG Petronas / facebook

Podczas konferencji prasowej był tak sfrustrowany, że nie skomentował przeprosin zespołowego kolegi. Jednak jak to Lewis swoją frustrację wylewał w wywiadach i na Twitterze. W rozmowie z BBC Radio 5 Live powiedział, że rozwiąże tę sprawę jak Senna postąpił z Prostem. Nie wiem co miał dokładnie na myśli, ale dziennikarze szybko zaczęli dolewać oliwy do ognia próbując uczynić z najnudniejszego Grand Prix w kalendarzu wielkie widowisko.

Start, podobnie jak cały wyścig przebiegł spokojnie i bez większych spięć. Pomijając wyczyny Kimiego Räikkönena, który przebił się na 3 pozycję z 6. próbując w końcu zamknąć usta osobom pytającym go o motywację i pokonać marudnego Alonso.

Powiedzieć o wyścigu, że był nudny jest łatwo nie siedząc w bolidzie czy na stanowisku dowodzenia. Z punktu widzenia kibica nawet wyjazdy samochodu bezpieczeństwa nie dodały nic do tego widowiska. Jednak w bolidach Mercedesa musiało być bardzo gorąco. Rosberg nie miał nawet chwili wytchnienia. Przez 56 okrążeń Lewis Hamilton nie odpuszczał na więcej niż 1,8 s, a często zaglądał Niemcowi w strefę DRS. Hamilton nie mógł wyprzedzić Rosberga inaczej jak taktyką lub zmuszając go do popełnienia błędu. Jazda Rosberga nie była czysta, ale gdy Lewis się zbliżał, Nico szybko przyspieszał i nie było walki nawet na chwilę.

Obraz
© fot. Scuderia Ferrari / facebook

Kolejny wylew żali Lewisa mogliśmy usłyszeć podczas wyjazdu samochodu bezpieczeństwa gdy Brytyjczyk dał jasno do zrozumienia zespołowi, że jest zawiedziony ich sprawiedliwą w stosunku do Rosberga strategią. Nie mógł uwierzyć, że nie jest uprzywilejowany i kierownictwo teamu nic z tym (czyt. pierwszą pozycją Rosberga) nie zrobiło.

Walka, choć raczej psychologiczna wojna skończyła się dla Nico po przejechaniu 56 okrążeń kiedy to Lewis poinformował przez radio, że coś wpadło mu do oka i obserwuje tor tylko jednym. Natychmiast zaczął tracić czas i odstawać od swojego największego rywala. Do końca wyścigu pozostało kilkanaście okrążeń, a oddalony na kilkanaście sekund Daniel Ricciardo dostał informację, że na ostatnich kółkach będzie walczył z kierowcą Mercedesa.

Daniel nagle znalazł nowe pokłady szybkości odrabiając do Hamiltona ponad 1 s na okrążeniu i przez 3 ostatnie kółka siedział Brytyjczykowi na ogonie próbując wymusić na silniku Renault szybkość, jaką widział na prostych u odjeżdżającego mu Hamiltona. Mercedes Lewisa jest lepszy, a widzący na jedno oko kierowca nie miałby w podobnej sytuacji żadnych szans na otwartym torze. Jednak Monaco nie pozwoli łatwo wyprzedzić tak dobrego kierowcy jak Hamilton nawet gdy rywal ma przewagę w postaci sprawnych oczu. Ricciardo nawet nie zrobił poważnego podejścia do wyprzedzania i Lewis utrzymał 2. pozycję.Jednocześnie spadł za Rosberga w klasyfikacji generalnej mistrzostw.

Obraz
© fot. Red Bull

Po wyścigu widać było, że Rosberg i Hamilton - mówiąc bardzo prosto - już się nie lubią. Hamilton chciałby być na uprzywilejowanej pozycji gdy sytuacja spełnia dwa warunki: w zespole jest mocny partner i mistrzowskie auto. To dlatego były spięcia z Alonso, to dlatego nie było spięć z Buttonem i Kovalainenem, a z Rosbergiem w zeszłym roku miał dobre relacje. Ciekawe czy zauważył, że w relacjach Senny i Prosta oraz analogicznie jego i Rosberga czarną owcą, czyli Prostem może stać się on sam.

Poza kierowcami Mercedesa działo się niewiele choć Kimi Räikkönen mógł stanąć na podium gdyby nie Adrian Sutil i jego uderzenie w barierę, które spowodowało wyjazd na tor samochodu bezpieczeństwa. Gdy Kimi zjechał po opony okazało się, że jeszcze w czasie gdy SC był na torze musiał ponowić zjazd z powodu przebicia ogumienia. Spadek na 13. miejsce pokrzyżował mu plany.

Alonso jechał dość zachowawczo i zdecydowanie gorzej niż Räikkönen. Nie był w stanie nawet zbliżyć się do jadącego przed nim Daniela Ricciardo. Daniel szybko stracił zespołowego kolegę. Sebastian Vettel od samego początku miał problemy z bolidem i jako pierwszy odpadł z wyścigu. Marussia będzie dziś świętować 9. pozycję Julesa Bianhiego i pierwsze punkty dla zespołu.

Obraz
© fot. Marussia F1 Team / facebook

Zespoły napędzane klienckimi jednostkami Mercedesa zaczynają tracić rozpęd. Williamsy są coraz słabsze i wygląda to na powrót ekipy Franka Williamsa do roli outsiderów. McLareny również nie pokazują tempa o jakim przed sezonem marzył Ron Dennis. Czy Sam Michael powinien już się rozglądać za inną pracą?

Źródło artykułu:WP Autokult
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (10)