Jazda youngtimerem [cz. 7]: pierwsze prace blacharsko-lakiernicze

Jazda youngtimerem [cz. 7]: pierwsze prace blacharsko-lakiernicze

Jazda youngtimerem [cz. 7]: pierwsze prace blacharsko-lakiernicze
Kamil Kobeszko
05.12.2012 15:00, aktualizacja: 13.10.2022 10:05

Mercedes ożył sercem i duchem, wciąż jednak wyglądał jak ubogi, zaniedbany krewny. Na pewno nie tak, jak zobowiązywała go do tego gwiazda na masce. Dlatego po naprawach mechanicznych przyszła pora na naprawy blacharskie, dzięki którym 190 miała zacząć cieszyć nie tylko podczas jazdy.

Mercedes ożył sercem i duchem, wciąż jednak wyglądał jak ubogi, zaniedbany krewny. Na pewno nie tak, jak zobowiązywała go do tego gwiazda na masce. Dlatego po naprawach mechanicznych przyszła pora na naprawy blacharskie, dzięki którym 190 miała zacząć cieszyć nie tylko podczas jazdy.

Już przy kupnie wiedziałem, w co się pakuję. Nawet na zdjęciach z ogłoszenia widać było, że korozja jest największą wadą tego wozu. Dlaczego aż tak zaatakowała ten egzemplarz? Powodem jest w dużej mierze niemetaliczny, biały lakier. Niemal wszystkie egzemplarze w tym kolorze mają z rdzą większy lub mniejszy problem. Jednak z drugiej strony białe Mercedesy zawsze były wręcz ostoją elegancji. Dlatego nadal są poszukiwane i nieco droższe od pozostałych (jeśli są w dobrym stanie).

Decydując się na ten egzemplarz, założyłem z góry wymianę dwóch elementów nadwozia: lewego przedniego błotnika oraz lewych przednich drzwi. Widziałem też inne drobne niedoskonałości korozyjne, ale uważałem, że wiem, jak się nimi zająć.

Jak wyglądało to w rzeczywistości? Niestety, nie tak różowo. Okazało się bowiem, że - owszem - można kupić gotowe elementy i je wymienić. Ceny nie były nawet wygórowane – około 70 zł za błotnik i 150 zł za drzwi. Niestety, nie tylko ja miałem problemy z korozją tych elementów w białym Mercedesie. Oznaczało to, że zdecydowana większość oryginalnych elementów była w podobnym albo nawet gorszym stanie.

Tylne lewe i przednie lewe drzwi - przed naprawą
Tylne lewe i przednie lewe drzwi - przed naprawą

Co do błotnika znalazłem rozwiązanie – kupno zamiennika, polakierowanie go i zamontowanie. Nowy zamiennik to koszt około 130 zł. Lakierowanie planowałem wykonać samodzielnie. Jednak aby to zrobić, trzeba się trochę na tym znać. Już wiele osób samodzielnie lakierujących swój pojazd płakało po nieudanych, szpecących auto próbach.

Ja jednak miałem gotowy poligon doświadczalny. Przecież skorodowany błotnik i tak nadawał się do wyrzucenia. Mercedesa kupiłem również po to, aby nauczyć się samodzielnej pracy przy aucie. Postanowiłem więc naprawić stary błotnik i drzwi – tak z ciekawości, żeby zobaczyć, co i jak można zrobić.

Przy pracach z błotnikiem pierwszym krokiem było oczyszczenie go z rdzy. Przyznam, byłem zszokowany, jak wiele jej było. Z zewnątrz korozja wydawała się powierzchniowa, tymczasem po oczyszczeniu błotnik miał dwie całkiem spore dziury – jedną wielkości piłki tenisowej. Przyznam, że widok nieco przerażał – nie tak miała wyglądać renowacja.

Obraz

Kolejnym krokiem było zabezpieczenie powierzchni przed powtórnym rdzewieniem. Wykorzystałem do tego środek Brunox. Został mi polecony w kilku miejscach, ale nie jestem do końca przekonany o jego skuteczności. Żałuję, że nie doczytałem, bo można kupić lepsze odrdzewiacze. Jednak przystąpiłem do zabezpieczania powierzchni. Ważne jest, aby preparat dobrze wysechł – najlepiej około 24 godzin w suchym środowisku. Dlatego naprawa odwlekła się o kolejny dzień – nikt nie mówił, że będzie łatwo i szybko.

Dziury trzeba było jakoś zasklepić. Konieczna była szpachla. Jednak zwykła nie jest dobra przy tego typu uszkodzeniach, dlatego kupiłem specjalną do ubytków. Taką wzmacnianą włóknem szklanym. Oczywiście nawet taka szpachla nie będzie się trzymała w powietrzu. Szybko zrobiłem więc prowizoryczną konstrukcję, na której rozprowadziłem szpachlówkę.

Ta po wymieszaniu obu składników błyskawicznie zastyga. Bez odpowiedniej wprawy trudno ją szybko i sprawnie nałożyć tak, aby dobrze to wyszło. Mimo wszystko udało się – dziury zostały zasklepione. Problem w tym, że szpachla z włóknem szklanym zostawia bardzo nierówną, nieestetyczną powierzchnię, którą nawet szlifując, trudno doprowadzić do odpowiedniej gładkości.

Dlatego użyłem jeszcze szpachli wykańczającej. Po jej wykorzystaniu błotnik był cały – gotowy do żmudnego szlifowania. Po wyschnięciu przystąpiłem do wygładzania powierzchni. Można to zrobić mechanicznie, dysponując np. szlifierką kątową. Ja wybrałem sposób ręczny, aby na bieżąco kontrolować jakość powierzchni.

Obraz

Gdy byłem już zadowolony z rezultatów, przystąpiłem do lakierowania. Kilka warstw podkładu i biały lakier bazowy. Przy dobieraniu barwy okazało się, że dumnie brzmiący arctic weiss nr 147 z palety Mercedesa to zwykły lakier nr 1, który możecie kupić w puszce w każdym sklepie z akcesoriami lakierniczymi.

Ponieważ lakierowanie niemetalika nie jest wielką filozofią, zdecydowałem się na lakier w sprayu. Zabawy z kompresorem i pistoletem lakierniczym zostawiłem sobie na później. Z ciekawości chcę porównać wyniki obu metod. Z pierwszych wrażeń wynika, że to nieprawda, że nie można dobrze polakierować samochodu sprayem – przynajmniej w tym wypadku.

Jednak trzeba trzymać się pewnych wytycznych. Należy lakierować z pewnej odległości, szybkimi ruchami. Ważne jest, aby było kilka warstw położonych w odstępach czasowych. Pod żadnym pozorem nie próbujcie położyć większej ilości lakieru za jednym razem, bo wszystko spłynie.

Co dziś zrobiłbym inaczej? Z pewnością wybrał inny odrdzewiacz. Poza tym warto dodatkowo zabezpieczyć powierzchnię cynkiem w sprayu. Niestety, nie wiedziałem wcześniej, że coś takiego istnieje. Zastosowałem zwykły podkład, bo sprzedawca w sklepie lakierniczym upierał się, że będzie lepszy niż antykorozyjny. Mam nadzieję, że miał rację, choć żałuję, że dokonałem takiego wyboru.

Jednak błotnik to nie wszystko. Wyraźne ślady rdzy były także na krawędzi listew ozdobnych przy drzwiach z lewej strony pojazdu. Obawiałem się, co zastanę po zdjęciu listew. Myśli były najgorsze – pewnie i jedne, i drugie drzwi będą całe skorodowane. Okazało się jednak, że nie. Korozja występowała jedynie na styku listew i drzwi. Widocznie po wielu latach eksploatacji zaczęły o siebie ocierać, co spowodowało zdarcie lakieru i postępującą korozję. Szkoda, że nikt się tym nie zajął. Kiedyś wystarczyłaby godzinka i auto dalej wyglądałoby świetnie. A bez zabezpieczenia korozja postępowała, doprowadzając do widocznej na zdjęciach postaci.

Obraz

Jazda bez dwóch listew ochronnych też nie służyła Mercedesowi – łatwo zbierała się tam woda, stąd również ślady korozji. Wszystko zostało wyczyszczone, zabezpieczone i powtórnie polakierowane.

Aby rezultaty były trwałe, należało zamontować brakujące listwy. Jedną dostałem przy zakupie samochodu. Niestety, niewielka listwa, której miejsce było za tylnymi lewymi drzwiami, nosiła wyraźne ślady trudnej eksploatacji. Była cała poobcierana, z odpryskami lakieru.

Listwę przed tylnym zderzakiem postanowiłem dokupić. Części kupowałem hurtem z egzemplarza do rozbiórki. Niestety, gdy paczka przyszła pocztą, przeżyłem rozczarowanie. Listwa była w złym stanie, poobcierana, pęknięta i z dziurą. Nic dziwnego, że kosztowała jedynie 25 zł.

Nadarzyła się znakomita okazja, aby nauczyć się renowacji elementów plastikowych. Po pierwsze listwy zostały dobrze umyte i wyszlifowane – na tyle, na ile było to możliwe, bo uszkodzenia większej z nich były dość znaczne. Szpachla nadaje się również do klejenia, co oczywiście wykorzystałem.

Gdy powierzchnie były już odpowiednio przygotowane, najpierw zostały odpowiednio odtłuszczone, a później kolejno pokryte podkładem do plastiku, podkładem zwykłym i szarym lakierem bazowym. Przy każdej warstwie należało poczekać, aż poprzednia wyschnie, i ponownie odtłuścić powierzchnię.

Dobranie właściwego lakieru do szarej listwy stanowiło spory problem. Okazało się bowiem, że nawet w wyspecjalizowanej hurtowni lakierniczej nie mogą takiego zmieszać. Głównie ze względu na specyfikę oryginalnego wykończenia. Mercedes do listew stosuje lakier półmatowy. Dość specyficzne rozwiązanie. Można osobno dokupić wykańczający, bezbarwny półmat, ale trzeba kupić dużą ilość i cena takiego lakierowania kilkukrotnie przewyższała cenę listew.

Kolejno: listwy przed naprawą, po oczyszczeniu, po nałożeniu podkładu, po polakierowaniu
Kolejno: listwy przed naprawą, po oczyszczeniu, po nałożeniu podkładu, po polakierowaniu

Co prawda tak polakierowane listwy nieznacznie różnią się barwą od pozostałych, ale ich odcień jest jak najbardziej prawidłowy. Na reszcie jest nagromadzony przez 20 lat brudny nalot, którego nie da się domyć. Docelowo w przyszłym roku całe nadwozie ma być polerowane – pozwoli to wyrównać odcienie zarówno na białym lakierze, jak i listwach.

To oczywiście dopiero początek prac naprawczo-lakierniczych karoserii. O reszcie opowiem w następnej części historii Mercedesa 190 W201. Tam też znajdziecie więcej zdjęć przedstawiających końcowe wyniki opisywanych prac.

Źródło artykułu:WP Autokult
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)