Nie chcę nic mówić, ale śnieg sypie dziś jak szalony. Gdy rano podniosłem się z łóżka i wyjrzałem za okno, to moim oczom ukazała się wizja zasypanego wyjazdu. Aktualnie moja "baza wypadowa" znajduje się jakieś 300 metrów od czarnego (aktualnie białego, bowiem pełno na nim śniegu) asfaltu i aby się do niego dostać samochód jedzie specjalnym korytarzem. Nie pomaga mi w tym sportowe zawieszenie, przez które wyrównuję idealnie taflę śniegu. Co robić? Uciekać czy czekać. A może kupić sniegoodporny pojazd, który nie boi się żadnej zaspy?
Nie chcę nic mówić, ale śnieg sypie dziś jak szalony. Gdy rano podniosłem się z łóżka i wyjrzałem za okno, to moim oczom ukazała się wizja zasypanego wyjazdu. Aktualnie moja "baza wypadowa" znajduje się jakieś 300 metrów od czarnego (aktualnie białego, bowiem pełno na nim śniegu) asfaltu i aby się do niego dostać samochód jedzie specjalnym korytarzem. Nie pomaga mi w tym sportowe zawieszenie, przez które wyrównuję idealnie taflę śniegu. Co robić? Uciekać czy czekać. A może kupić sniegoodporny pojazd, który nie boi się żadnej zaspy?
Wydaje mi się, iż byłoby to rozsądne rozwiązanie. Przykładem może być samochód z płozami śnieżnymi, który widzicie na zdjęciu powyżej oraz na fotkach w galerii. Nash Metropolitan z 1957 roku idealnie wpasowałby się w opisany przeze mnie powyżej krajobraz. Za moc odpowiada w nim 120-konny silnik Yamahy, zapożyczony od skutera śnieżnego. Całość wygląda niesamowicie i jest na sprzedaż. Jedyny minus to cena - w przeliczeniu na złotówki mamy około 30.000 złotych. Nie wiem czy nie lepiej bym zagospodarował te pieniądze kupując amerykańskiego Jeepa Cherokee XJ. Co Wy na to?[block position="inside"]9286[/block]
Źródło: jalopnik